A więc już czwarty rejs dobiega końca. Jeszcze
jutro i ponownie Nowy Jork, tym razem już marcowy...
Od kilku dni na pokładzie statku panuje
epidemia grypy. Najpierw odnotowano kilka przypadków wśród załogi, co dzień
liczba rosła w zastraszającym tempie. Od dwóch dni mamy także przypadki grypy
wśród psażerów. Z racji tego, że ponad 2 % załogi choruje ogłoszono czerwony
stopień zagrożenia grypą, co oznacza, że zamknięto nasz bar, nasza siłownię.
Dziś miała był wielka impreza dla załogi, która także zostala odwołana z pwoodu
epidemii. Co najgorsze od 3 dni na stołówce serwują nam jedzenie. Podchodzi i
mówimy co byśmy chcieli na naszym talerzu, to samo się dzieje jeśli chodzi o
napoje. Przy wejściu mamy ochronę, która sprawdza czy każdy myje ręce, a
później dodatkowo je dyzynfekuje – poprostu istna paranoja i strach przed
bakteriami.
Moja współlokatorka zgłosiła się kilka
dni temu z bólem gardła po tabletki i
zaraz ją zbadali i miała 37 stopni, a więc stan podgorączkowy. Od razu zamknęli
ją w izolatce, z inną chorą najpierw na 24 godziny, później 48 godzin, aż w
końcu siedziała tam ponad 3 doby. Dodatkowo wezwano mnie do centrum medycznego,
gdzie musiałam się zgłaszać 3 dni pod rząd na zbadanie temperatury. Dzięki Bogu
i łykaniu mojej witamy C udało mi się uniknąć złapania wirusa. Laura jest juz w
pokoju.
Wszyscy strasznie narzekają na obecny
stan, gdyż mamy całkowity zakaz wstępu do strefy pasażerów, a więc żadnego
jedzenia w restauracjach, żadnych wyjść,
nawet nie mogę iśc pobiegać... Wczoraj miałam swój dyżur w porcie, a
więc o 17 skończyłam i razem z Guilermo, z którym pracowałam mieliśmy plan iśc
do japońskiej restauracji Teppanyki na kolację, ale oczywiście plany legły w
gruzach z powodu epidemii i zakazu. Tak więc pozostalo zrobienie prania i udało
nam się zdobyć butelkę wina, ktorą pozostało nam wypić w kabinie.
Wczoraj otworzyli bar na godzinę
popołudniu i jedną godzinę wieczorem, a więc wielkie kolejki ruszyły po zakupy
piwa i wina. Zajęło mi około 15 minut aby móc kupić dwa piwa.
Po skończonej pracy udaliśmy się do
kabiny Emilii z Argentyny gdzie dzięki projektorowi do wyświetlania filmów oraz
prześcieradłu zawieszonemu pośrodku pokoju obejrzeliśmy razem film.
Z takich tam różnych nowości, to nie wiem
czy pisałam, że aby produktywie spędzać czas postanowiłam zacząc uczyć się
języka francuskiego. Na pokładzie statku mamy darmowy dostęp do platformy do
nauki języków obcych Rosseta Stone. Miałam w zamiarze kontynuować naukę
włoskiego, którego uczyłam się mieszkając w Walencji, ale niestety na tym staku
mją tylko angielski, hiszpański, francuski oraz niemiecki. Angielski i
hiszpański już znam, z niemieckim już dawno dałam sobie juz spokój, a więc
pozostał mi francuski. Dodatkowo podczas tego rejsu mamy sporo dzieci z
francuskojęzycznej części Kanady, a więc mogę coś poćwiczyć „na żywo”. W
przyszłym tygodniu większość dzieci będzie francuskojęzyczna, gdyż akurat mają
przerwę wiosenną w szkole. Zobaczymy jak mi pójdzie z moim francuskim!
Au Revoir!
Do usłyszenia
wkrótceJ
0 komentarze: