Dawno nic nie
pisałam, a więc trzeba troche nadrobić zaległości. Jak dobrze pamiętam ostatnie
wieści były z Kajmanów kiedy miałam dyżur w porcie, a później wolne popołudnie.
A więc następnego dnia był Meksyk i tak jak postanowiłyśmy z Angeliką
wynajełyśmy auto i ruszyłyśmy na przejażdzkę po wyspie Cozumel. Ostatecznie pojechalyśmy
tylko we dwójkę, gdyż Laura nasza współlokatorka zmieniła plany a druga Laura
Kolumbijka miała niespodziewaie szkolenie. Wynajełyśmy starego trackera, który
jak większość jeepow do wynajęcia w Meksyku są w oplakanym stanie. No ale nic
jakoś szczęśliwie objechałyśmy całą wyspę, zatrzymałyśmy się w kilku pięknych
miejscach, żeby zrobić zdjęcia, na chwilę zrobiłyśmy sobie siestę na cudownej
dzikiej plaży, później przerwa na meksykańskie tacos i tak bardzo udanie,
relaksacyjnie spędziłyśmy dzień, że oczywiście nie chciało nam się wracać na
statek. W sobotę był ostatni dzień rejsu, cały dzień na morzu, który wyjątkowo
szybko zleciał. Spotkałam Wojtka na obiedzie, który już tylko myślał o
pakowaniu, gdyż w niedzielę kończył kontrakt i wracał do domu. Wieczorem
dostaliśmy grafik na nowy tydzień i po raz kolejny większość z nas musiała
pracować cały dzień w Miami, więc był to tak jakby kolejny dzień na morzu pod
względem liczny godzin pracujących. Każdy zły, gdyż większość marzyła o
zakupach w Miami, a tu niestety praca na zmianie porannej i popołudniowej. W
niedzielę pojechała do domu Mermaid, dziewczyna z Saint Lucia, która od kilku
tygodni cierpiała na infekcję gardła. Jak to wiadomo lekarze pokładowi znają
się na wszystkim i na niczym, a więc nie za bardzo jej pomogli i po wizycie u
lekarza z zewnątrz skierowano ją na leczenie do domu. Z racji wzrastającej
liczby dzieci dostałyśmy 3 nowe osoby do zespołu – 2 animatorów że tak powiem
na pełny etat czyli na 6 miesięcy – Rainbow z Meksyku i Popcorn z Brazylii oraz
jednego animatora sezonowego Veggie z Anglii. W niedzielę jeszcze rano spotkałam
Wojtka jak robiłam pranie, który już gotowy był do wyjazdu. Później popołudnu
spotkałam 2 pozostałych Polaków w naszej stołówce na niedzielnej kawie. Pomimo
tego, że niedziela zapowiadała się bardzo długim dniem, dośc szybko zleciało z
racji tego, że był bardzo duży ruch podczas rejestracji, więc czas szybko
minął. W tym tygodniu mamy bardzo wiele Latynosów, więc często trzeba tłumaczyć
na hiszpański, gdyż niektóre dzieci w ogóle nie rozumieją angielskiego. W tym
tygodniu jestem z grupą 6-9 lat. Jest to najliczniejsza grupa, ale jest nas 6
animatorów , więc w sumie tak strasznie nie jest. Ostrzegali nas o bardzo
wysokiej liczbie dzieci, ale tak naprawdę maksymalnie 50 dzieci przychodzi
naraz więc jest to do ogarnięcia. Jak rejestrowałam w niedzielę, to jeden z
gości powiedział mi, że jest na pokładzie ze znajomą parą, i właśnie kobieta
jest Polką a mężczyzna Amerykaniniem. Więc oczywiście powiedziałam, że chętnie ich
poznam. I długo nie trzeba było czekać, gdyż juz o 22.30 kiedy przyszli odebrać
Connora, który jest akurat w mojej grupie wiekowej przyszli wszyscy i zapytali
się czy mogą porozmawiać z dziewczyną z Polski. Więc uciełam sobie z nimi
bardzo miłą pogawędkę. Otóż pani jest z Polski, wyszła za mąż za Amerykanina i
teraz na wakacje zabrali także mamę,
która przyleciała z Warszawy wlaśnie na rejs. Bardzo miło spotkać rodaków na
rejsie, szczególnie teraz kiedy jest nas na pokładzie tak mało.
Teraz mamy
przerwę jest drugi dzień na morzu. Skończyliśmy zmianę poranną, jeszcze 2 i tak
naprawdę będzie już z górki. Kolumbijki ucieły sobie drzemkę a ja stukam w
klawiaturę. Pozostaną 3 dni portowe i jeden dzień na morzu. Pozdrowienia!
0 komentarze: