Zupełnie nowe wcielenie mojego bloga!

.

Now, you can also read in other languages, please select

W drodze



Trochę czasu minęło od ostatniego postu, ale tak jakoś nie było wiele do pisania. Dwa tygodnie w domu zleciały dość szybko i jestem już w samolocie do Alicante w Hiszpanii. Pierwsze dni po powrocie ze statków dosłownie przespałam, tym razem różnica czasu dała znacznie się odczuć i chwilę to trwało zanim człowiek się przyzwyczaił do czasu europejskiego. Całe dwa tygodnie spałam bez ustawiania budzika i jakiegoś konkretnego planu dnia, a więc zleciało to dość leniwie. Jak już od dawna wiadomo powiedzenie, że im więcej człowiek ma na głowie, tym bardziej jest zorganizowany, w moim akurat przypadku sprawdza się doskonale. A więc tym razem odbyło się na dosłownym nic nie robieniu - nadrabianiu zaleglości internetowych, jakiejś drobnej pomocy w domu, kilku spotkaniach ze znajomymi, planowaniu pobytu w Kolumbii a i bym zapomniała świadkowaniu podczas ceremnii ślubnej mojej dobrej koleżanki, która wyszła za mąż za Meksykańczyka. Z Anią poznałyśmy się właśnie w Walencji, gdzie teraz zmierzam, a po kilkumiesięcznym  pobycie z chłopakiem w Meksyku zdecydowali się na powrót do Europy i także właśnie ślub. Jeśli będzie to Ania czytać, to przesyłam gorące pozdrowienia dla niej i Jorge.
Samolot irlandzkich linii Ryanair lecący z Wrocka do Alicante pełny. Z pewnością panowie dwa rzędu z przodu lecą na majówkę do Hiszpanii, bo już od pierwszych minut niby cichaczem serwują swój własny trunek, co by się zrelaksować od początku wyjazdu. Ja tym razem postanowiłam nie spać, bo tak jak pisałam wyspałam się za wszystkie czasy w domu, a tak jakieś zaległości nadrobię, co by liczba odwiedzających blog nie spadłaJ Tak więc widzę słońce za oknami, za 3 godziny będziemy w Alicante. Stamtąd mam już ustawiony transport do Walencji pod sam blok , gdzie kiedyś mieszkałam za sprawą blablacara, czyli znanej juz w całej Europie usługi podwóżenia autem. Akurat udało mi się, że kierowca podjedzie po mnie na lotniko, bo tez jeszcze kogoś zabiera stamtąd do Walencji. Na wtorek też już znalazłam transport na lotnisko do Madrytu, więc mam nadzieję, żee jak zawsze to wszystko sprawnie pójdzie. Przypomniało mi się jak pół roku temu leciałam do Malagi, aby póżniej ruszyć do Brazylii, a po powrocie spędzić kilka dni w Walencji. Tym razem zaczynam od Walencji, aby później ruszyć samolotem do Kolumbii. Niewątpliwie czas od czerwca 2014 to czas wielkich podróży. To co kiedyś bylo tylko marzeniem o odwiedzeniu Ameryki Południowej czy Stanów teraz stało się rzeczywistością, więc póki można trzeba korzystać, choć powoli trzeba myśleć o jakiejś przystani. Za każdym razem kiedy wracam do Lubina to zaczynam o tym myśleć, bo tam jakby czas stanąl w miejscu,  każdy wiedzie spokojne, ustatkowane życie i tylko dziwnie patrzy na moje kolejne destynacje. No zobaczymy jak to się ułoży. Cieszę się na spotkanie dobrych znajomych w Walencji, z którymi do tej pory utrzymujemy kontakt. Mam nadzieję, że 5 dni nie zleci tak szybko jak ostatnim razem i uda się wszystkich zobaczyć.
To by było na tyle, postaram się często odzywać i coś umieszczać, bo takie najświeższe relacje są najlepsze. Pozdrowienia z przestrzeni lotniczej środkowoeuropejskiej i do usłyszenia!

0 komentarze:

Wieści

Pozdrowienia z Dolnego Śląska. Za dużo nie ma o czym pisać obecnie, gdyż za wiele się nie dzieje. Odpoczywam, śpię, ogarniam swoje sprawy. Pogoda w Polsce dośc ładna, słonecznie, a więc jkoś więcej energii człowiek ma i nie przeżywa az tak wielkiego szoku temperaturowego.  Powoli zaczynam przygotowania do wyjazdu do Kolumbii, bo już za tydzień lecę do Hiszpanii, a stamtąd do Kolumbii właśnie. 2 dni temu odwiedziła mnie koleżanka, która niedawno wróciła z 5-miesięcznego pobytu na ziemi kolumbijskiej, więc przywiozła mi mapę, kartę do telefonu z numerem kolumbijskim, masę sprawdzonych kontaktów oraz inne cenne wskazówki. Ja już mniej więcej ustaliłam trasę wycieczki, choć wiadomo, że wiele okaże się już na miejscu, czy warto w jakimś miejscu zostać dzień dłużej, albo przemieścić się szybciej, po ktoś polecił dodatkowe miejsce warte zobaczenia. Tak jak kiedyś pisała, ja kiedy gdzieś wyruszam, mam z góry mniej więcej zaplanowane gdzie i kiedy będe sie poruszać, co jest uwarunkowne już zabukowanymi samolotami czy hostelami, a reszta to w zależności od warunków na miejscu. Tak więc będę dokładnie miesiąc w Kolumbii - 4 tygodnie, z czego 1,5 tygodnia pozostanę w Bogocie, gdzie zatrzymam się w domu jednej ze znajomych, mojej współlokatorki ze statków. Skupię się na odwiedzinach znajomych ora zwiedzaniu okolicy. Tydzień będe zwiedzać wybrzeże północne Kolumbii - Kartagenę, Barranquilę oraz Santa Marta. Ostanie 1,5 tygodnia chcę poświęcić na drugie pod względem wielkości miasto Medellin oraz rejony z plantacjami kawy (Pereira, Armenia). Później w zależności od czasu albo kolejne miasto Cali - stolica salsy albo powrót do Bogoty. To się już okaże na miejscu. 3 czerwca mam już bilet powrotny do Europy:)

Jak ktoś nie ma za bardzo pojęcia o tym państwie, zapraszam do lektury:
informacje o Kolumbii

Mapa Kolumbii

Polecam tez dwie stronki, które mnie zainteresowały :

Blog o Kolumbii

Blog z praktycznymi poradami


0 komentarze:

Ostatnie fotki












0 komentarze:

Refleksje z sofy:)

Takich jeszcze kilka refleksji na temat pracy na statku, które zawsze zbierają się w mojej głowie, ale jakoś czasami często poukładać myśli w słowa, aby odzwierciedliły co trzeba, albo nie wiadomo jak je obrać w słowa, albo czasem poprostu się nie chce wstukiwać masy słówek w klawiaturę. Tak jak już kiedyś pisałam, szkoda, że nie ma jakiejś maszyny, która by wszystko to co bym powiedziała, mogła za mnie wklepać w klawiaturę.
Otóż dopiero jak człowiek schodzi ze statku uzmysławia sobie, że tam na morzu odbywa sie jakby inne życie. Żyjemy zamknięci jakby w bańce mydlanej, ciągle pracując i widząć te same osoby. Z dala od rodziny, życia codziennego, wiadomośći z kraju i ze świata. Znaczy co tydzień mamy innych pasażerów, ale załoga jest ciągle ta sama. A więc w moim przypadku spałam w jednym pokoju z Kolumbijkami, pracowałyśmy razem  wolny czas tez spędzałyśmy razem, więc na początku jakośś tak dziwnie było bez Laury i Angeliki obok. Nie ukrywajmy, że wszelkiego rodzaju znajomości na statku kreują się o wiele szybciej i mają silniejszą moc niż te zawarte na lądzie. Nie ukrywam, że sprawia mi wielką radość możliwość poznania ludzi z rożnych krajów, można tak wiele się nauczyć o ich kulturach, tradycjach, stylu życia i  oczywiście podszliwować znajomość języków obcych. Człowiek od razu bardziej otwiera swój umysł, coraz mniej rzeczy go dziwi. Liczy się charakter, usposobienie i wiadomo, że nie z każdym się zaprzyjaźniamy, ale cudowne jest to, że pomimo znacznych odległość równoleżników i południków można poznać fantastyczne osoby, które staną się naszymi bratnimi duszami, przyjaciółmi. W żadnej innej sytuacji życiowej nie miała bym okazji poznać tylu znakomitych osób z najodleglejszych zakątków świata. Jestem pewna, że kiedy zdecyduje się zostawić statki, najbardziej będzie mi brakować kontaktu z międzynarodowym środowiskiem i ciągłego bycia w podróży. Tak jak kiedyś pisałam ja pracę na statkach traktuję jako przygodę, możliwość zobaczenia wielu miejsc, których w normalnej życiowej sytuacji nie miałabym szans zobaczyć, udoskonalenia biegłości językowej, poznania ludzi oraz zdobycie doświadczenia.Wiem, że niestety wiele ludzi jest skazana na pracę na statkach, ze względu na sytuację rodzinną, potrzebę zarobku i słabą sytuację gospodarczo-ekonomiczną w swoich krajach. Myślę, że właśnie dlatego przemysł statków pasażerskich powstał i istnieje ze względu na gigantyczne ilości ludzi z Flipin, Indii, Indonezji Ameryki Łacińskiej, Bałkanów. To oni w większości zaludniają statki, a reszta narodowości ludzi pracujących to mała kropla w ogromnie oceanu.
Tak jak w każdej pracy są dni lepsze i gorsze. Czasem człowiek ma dość i myśli  - Co ja tu robię? Pośrodku nikąd , jakieś wielkiej przestrzeni wodnej i nawet nie ma jak zawinąć, bo co zeskoczyć? Ale są też takie dni, że się myśli - Mam najlepszą pracę na ziemi... Śpię i jem za darmo, pobawię się kilka godzin z dziećmi , jeszcze mi za to zapłacą,a dodatkowo w ciągu tygodnia budzę się codziennie w innym miejscu na kuli ziemskiej. Oby tych lepszych dni było zawsze więcej niż tych gorszych. To na tyle moich przemyśleć:)

Robiąc porządki na komputerze znalazłam kilka zdjęć, których jeszcze nie publikowałam, a więc zapraszam do oglądania. Zdjęcia z cyklu z przyjaciółmi ze wszyskich stron świata:)











0 komentarze:

Z pozdrowienia z Lubina

A więc jestem ponownie, tym razem postanawiam się zmobilizować i napisać dłuższą notkę z ostatnich dni, które przeleciały w ekspresowym tempie. Nie wiem jak to jest, ale jestem już w domu. Po całym dniu leniuchowania postaram się naskrobać co nie co. A więc wróciłam wczoraj, wylądowałam przed 13 na wrocławskim lotnisku. Lot miałam z Miami do Monachium, godzina przerwy i króciutki godzinny lot z Monachium do Wrocławia. Z racji tego, że niewiele spaliśmy ostatniej nocy, ze względu na pożegnania, w niedzielę marzyłam tylko o tym, aby wsiąść w samolot i zamknąć oczy. Tak więc wstałyśmy przed 7 poszłyśmy załatwić ostatnie formalności dotyczące wypłaty pieniędzy, ostatnie pakowanie, oddanie telefonów, itp i zbiórka dla wszyskich schodzących ze statku.. Tej niedzieli była nas dość spora grupa, więc wszystko przeciągnęło się w czasie. Po 13 wszyscy byliśmy już na lotnisku i każdy poszedł nadawać bagaże i powoli szykować się do lotów, gdyż mieliśmy o różnych porach. Mój był akurat najpóźniej bo o 18.25. Całe szczęście razem ze mną leciała Ivana z Serbii i 2 kelnerów ze statku, więc zawsze tak jakoś raźniej w towarzystwie, ma się kogoś żeby się odezwać, czy zerknąć na torbę kiedy potrzebujemy rozprostować nogi. Właśnie jak staliśmy w kolejce Lufthansy żeby nadać bagaże, jeden z panów z obsługi wypytywał ludzi kto leci do Monachium. Ja na wpół śpiąca odpowiedziałam, że razem z koleżanką lecimy własnie do Monachium. Więc pan powiedział nam, że szuka wolontariuszy, którzy chcą polecieć tym samym samolotem rejsowym do Monachium dnia kolejnego czyli w poniedziałek. Od razu zapaliła się lampka w głowie, bo przypomniała mi sie historia koleżanki, która miała podobna sytuację w Europie, gdzie zaoferowali sporą rekompensatę za lot kolejnego dnia, gdyż z powodu błędu systemu zabukowali większą ilość miejsc dla pasażerów niż jest miejsc na pokładzie. Pan powiedział, że wszystko zostaje opłacone hotel itp oraz rekompesata w okolicach 800$, więc bez zawahania odpowiedziałyśy, że jesteśmy zainteresowane , aczkowliek wspomniałyśmy, że jesteśmy czlonkami załogi statku. Pan obiecał dowiedzieć się czy nie stanowi to problemu. Od razu rozmarzyłyśmy się z Ivaną planując wyjazd na Miami beach, zakupy itp Niestety po chwili pan wrócił i powiedział, że niestety ta opcja nie obowiązuje członków załogi statku. Zaraz potem z czystej ciekawości zapytałam osobę z obsługi dlaczego nie jest to opcja dla nas i wytłumaczono nam, że ani dla Lufthansy ani dla naszej firmy zatrudniającej nie ma to żadnej różnicy, aczkolwiek prawo imigracyjne amerykańskie nakazuje nam opuścić teren Ameryki dokladnie dnia, którego mamy wbite na naszym kwitku imigracyjnym , a więc 12 kwietnia. Nie ma znaczenia, że posiadamy wizę turystycznę, nie zostało to wcześniej zgłoszone i kilka tygodni wcześniej był problem również z członkami załogi, którzy chcieli polecieć dnia kolejnego niż planowany bilet. Tak więc trudno, marzenia o darmowym wzbogaceniu się prysły, ale cóż byłyśmy szczęśliwe, że zaraz wsiadamy na pokład samolotu. Dla mnie był to najszybszy lot w mojej historii. Zaraz po tym jak usiadłam w fotelu dosłownie odpłynęłam, obudziłam się dwukrotnie na jedzenie i tak prawie 10 godzin zleciało. Tym razem bez żadnych filmów, muzyki czy książki. Przesiadka też przebiegła sprawnie i szybko i nawet na ostatnie 50 minut udało mi się przyknąć oko w drugim samolocie. We Wrocławiu na lotnisku poszłam odebrać zegarek, który cierpliwie czekał na mnie  2 miesiące w biurze rzeczy znalezionych.
Dziś spałam do godziny 14, w nocy obudziłam się i około 3 godzinn nie mogłam spać serfując po internecie. Kiedy w końcu zamknęłam oczy po 4, to otworzyłam je po 14. Dziś był bardzo leniwy dzień, nadrabianie zaległości na internecie, pranie i słodkie leniuchowanie. Zawsze taki jeden dzień jest potrzebny po przyjeździe. Dziś postanawiam położyć się później, co by ponownie nie mieć pobudki w nocy.


0 komentarze:

Zdjęcia

Jestem już w domu, leżę na sofie i myślałam, że nadrobię zaległośći, ale jednak oczy mi się zamykają, ciało i umysł odmawiają posłuszeństwa. Dlatego też postanowiłam choć wrzucić troche zaległych zdjęć z pokładu Norwegian Epic, Miami, Jamajki, Kajmanó i Meksyku. Jutro już obiecuję, że nadrobię zaległości. Dobranoc!




























0 komentarze: