Pozdrowionka z
deszczowej dziś Jamajki! Dziś pracuję w porcie, a więc nie mogę zejść ale za to
od 17 jestem wolna i będe korzystać z ostatniego wolnego popołudnia na statku.
Ostatnio skończyłam na urodzinach Angeliki , a więc teraz dalszy ciąg historii.
Kolejnego dnia w piątek w Meksyku zdecydowałyśmy się pojechać na Playa del Carmen.
Szybki tempem dotarłyśmy do przystani gdzie mogliśmy złapać prom na plażę. Tam
spotkaliśmy się ze znajomą naszych znajomych, Niemką, która kiedyś też
pracowała na statkach a teraz jest na wakacjach w Meksyku. Zaproponowała nam
pojechać na jedną z najładniejszych plaż na świecie, gdzie można pływać z
żółwiami. Więc tak też zdecydowałyśmy i po zapytaniu się o cenę teksówki,
zdecydowaliśmy się wypożyczyć auto za niższą cenę. Wsiadłyśmy do auta, Angelika
prowadziła, gdyż ja oczywiście zapomniałam prawo jazdy i ruszyłyśmy na plażę.
Tam szybko przebrałyśmy się, wypożyczyłyśmy kamizelki ratunkowe i maski i
ruszyłyśmy na poszukiwania żółwi. Nie mieliśmy wiele czasu, ale na całe szczęście
udało nam się zobaczyć pływające żółwie. Woda wprawdzie nie była krystalicznie
czysta, ale doświadczenie pływania z żółwiami w ich naturalnym środowisku 2
metry koło mnie pozostanie naprawdę niezapomnianym doświadczeniem. Oczywiście
ostrzegali nas, aby przypadkiem nie dotykać żółwi, nie karmić, nic z tych
rzeczy, więc pozostało nam się tylko im przyglądać. Udało nam się zobaczyć
jednego olbrzymiego żółwia i 3 mniejsze, ale też dość sporych rozmiarów. Zaraz
potem szybkim tempem musieliśmy wrócić na Playa Del Carmen, aby zdążyć na prom
na Cozumel i stamtąd ja udałam się prosto na statek, gdyż o 16.30 miałam tzw.
Pier Party, czyli tańczenie przed statkiem i witanie gości. Niestety nie trwało
to godzinę tak jak było to zaplanowane, gdyż zaraz po tym jak Sun, malutki
statek Norwegian Cruise Line odpłynął z portu, nadeszła olbrzymia ciemna chmura
i zaczęło lać jak z cebra i nasze witanie gości wracających z Meksyku skończyło
się szybciej niz było to planowane. Sobota był to osttani dzień rejsu, trzeci
dzień na morzu. Każdy chciał aby ten dzien się już skończył, gdyż mieliśmy
sporo dzieciaków, a ja byłam w najliczniejszej grupie 6-9 latków, z których
znaczna większość była delikatnie mówiąc specjalnie. No ale jakoś przeżyłyśmy.
Od niedzieli
rozpoczął się kolejny rejs, tym razem jestem z maluchami 3-5 latkami. W
niedzielę przypadł mi dyżur poranny, czyli żegnanie gości i kierowanie ruchem
przy zejściu ze statku. W sumie wszystko by było ok, gdyby nie to, że zaczyna
się 6.15 rano i trzeba stać na nogach ponad 4 godziny. Poza tym rozmawia się z
pasażerami pytając jak minęły wakacje, niektóre dzieciaki z mojej grupy
wiekowej mnie rozpoznawały, a więc przybiegały się pożegnać, porobić zdjęcia,
więc w sumie szybko i przyjemnie zleciało. Wpadli też Zbyszek z Józefem pożegnać
się, bo zjeżdżali ze statku na święta 12
kwietnia wracaja spowrotem, ale wtedy to ja juz będe zjeżdżać. Niestety
skończyłyśmy troszkę później niż było przewidywane i w 10 minut przebrałam się
i zbieglam na dół , żeby zejść ze statku w Miami. Byłam przy wyjściu punkt 11,
ale niestety przemili panowie ochroniarze nie pozwolili mi zejść i kazali mi
wrócić o 11.30. Tak jak kiedyś pisałam z powodu opóźnień załogi wracającej z
Miami zostały ustalone dla nas godziny zejść w Miami, tzw. okienka. Czyli
możemy zejść od 8.30 do 9, od 9.30 do 10 itp. Ja byłam punkt 11 i jednak nawet
ładny uśmiech nie pomógł i musiałam czekać do 11.30. Później kolejne opóźnienie
gdyż zaraz jak ruszyliśmy naszym busem do centrum zatrzymała nas policja i
wszyscy musieliśmy wyjść na przeszukiwania. Kontrola była wzmożona, gdyż
tydzień wcześniej znaleziono narkotyki wśród załogi, która próbował wrócić z
nimi na statek. Tak więc kolejne minuty w plecy i tak dopiero o 12 bylam w
centrum. Tam masa ludzi z racji wielkiego festiwalu muzyki. Tak więc tylko udało
mi się skorzystać z internetu, przejść się chwilę po centrum i o 14 ruszyłam
już na przystanek busów, bo słyszałam, że są dość duże korki a o 15 wszyscy
musieliśmy być na pokładzie. Na miejscu zbiórki tlumy ludzi i tylko jak
zobaczyliśmy pierwszy bus razem z Alejandro z Kolumbii wcisnęliśmy się z całym
tłumem do busa i o dziwo zabrał nas wszystkich.
Dziś czwartek,
w Polsce już zaczyna się powoli Wielkanoc. Tutaj na statku dzień jak co dzień.
Większość zła, gdyż nie mogliśmy dzisiaj zejść na Kajmanach gdyż używamy nasze
łodzie, aby przetransportować pasażerów do portu i obawiają się tłumów, dlatego
też załoga nie może zejść. Nicierpię takich momentów , ale cóż moge zrobić.
Mieliśmy o 11.30 spotkanie całego naszego departamentu rozrywki, a później
poszliśmy zjeść obiad w bufecie dla gości, jedyna dobra informacja na dziś, bo
każdy się najadł i jest szczęśliwy. Ja powoli kończę wieści z dalekich
Karaibów, bo niedługo trzeba do pracy wracać. Pozdrawiam!
0 komentarze: