Święta,święta I
po świętach.. Jak to często mówimy. I rzeczywiście te święta zleciały jeszcze
szybciej niz wszystkie inne dotychczas. Były w zupełnie nowej nieznanej karaibskiej scenerii. Dzień wigilijny byl
naprawdę niezapomnianym dniem . Jak co tydzień mieliśmy tzw. boat drill, czyli
ćwiczenia na wypadek nagłego wypadku, tzn. tonięcie, pożar, ktoś za burdą,
nagłe problemy zdrowotne. Jak tak kiedyś pisałam odbywa się to co tydzień,
każdy po usłyszeniu alarmu udaje się do swojej stacji tam zakłada kamizelke ratunkową i my którzy
nie mamy przydzielonyc żadnych roli ratunkowych czekamy tak do kiedy usłuszymy
że ćwiczenia zakończone. Boat drill w zależności czy przeprowadzają całe ćwiczenia czy tylko
częściowe może trwać od 30 minut do godziny. Ostatnim razem poszło to dość
sprawnie, pomimo tego że wszystkie łodzie ratunkowe były sprawdzane,
wypuszczane na wodę i spowrotem montowane. Dodatkowo przed boat drillem mieliśmy
krótkie szkolenie w Kids Clubie dotyczące nowych aktów dla clownów (zastanawiam
sie przez chwilę jak piszemy słowo clown w języku polsku... jest to słowo
pochodzeia angielskiego, więc wydaje mi się, że zachowuje angielską pisownię).
W każdy piatek mamy występ cyrku i jeden z animatorów jest głównym clownem na
scenie z dziećmi, dodatkowo jest Jester do pomocy. W tym tygodniu nasza manager
wprowadziła nowe akty i dlatego mieliśmy szkolenie, żeby się z nimi zapoznać. W
tym tygodniu ja będę glównym clownem na scenie, a Sunset będzie pomocnym
Jesterem. Podczas spotkania także losowaliśmy osoby, ktoe chcą pracować w
Sylwestra w nocy podczas tzw. Late Night kiedy jesteśmy na dyżurze nocnym.
Kilka osób się zgłosiło, a z tej grupy wylosowano 4 osoby. Tej specjalnej nocy
osoby, które chcą pracować dzielą cały zarobek pomiędzy siebie. Jesteśmy
otwarci od 22.20 do 2.30 wyjatkowo i ceny sa także wyzsze niż zwsze. Opłata za
godzinę wynosi 10$ za godzinę za dziecko i 5 $ za godzine za kolejne dzieko,
tzn. brat czy siostra.Więc pewnie trochę zarobią. Ja jednak zdecydowalam, że
nie chce pracowac w noc sylwestrową tylko się bawić gdyż 3 dni później wracam
do domu.
Po boat drillu
wszyscy ruszyliśmy przebrać się by kilka minut później ruszyć na plażę.
Pojechaliśmy dużą grupęą i wynegocjowaliśmy promocyjną świąteczną cenę – 8$ w dwie strony. Po drodze
śpiewaliśmy kilka piosenek świątecznych a ja podziwiałam widoki za oknem.
Honduras to jedna wielka dżungla. Mijaliśmy wiele domów , którze mnie urzekły,
gdyż wszystkie są cudownie umiejscowione w buszu zielonych wielkich gąszczy roslin
i drzew. Jest to intensywna zieleń, taka jaką sobie wyobrażam w lasach
równikowych. W coniektórych miejscach widziałam mokre kolorowe ubrania na
sznurku albo dzieci bawiące się przed domem. Drogi w Honduras są bardzo podobne
do polskich dróg – dziura na dziurze. Właśnie jak jechaliśmy na plaże, w upale
około 35 stoni uświadomiłam sobie, że w Polsce wszyscy zasiadają do wigilijnego
stolu. W końcu dojechaliśmy na plażę i ruszyliśmy do jednej z resturacji przy
plaży. Każdy podłączył się „do sieci” , aby skontaktować z rodziną i
przyjaciółmi. Ja zadzwoniłam do rodziców ze skypa i tak chwilę porozmawialiśmy
całą rodziną. Nawet udało mi sie usłyszeć mojego brata mówiącego do mnie przez
skypa z dalekiej Azji.
Widoki dookoła
mnie nieziemskie. Tak wlaśnie sobie wyobrażam raj – błękitne niebo, zielona
roślinność, gorące morze, delikatny piasek pod stopami. Tak też złożyłam
wszystkim życzenia i wskoczyłam do naprawdę ciepłego Morza Karaibskiego.
Popływaliśmy wszyscy, woda jest krystalicznie czysta, udało nam się zobaczyć
skaly na dnie i pływające niczymm Nemo kolorowe ryby zerkając tylko z góry na
wodę nie posiadając nawet maski do nurkowania. Plaża pełna ludzi... na
leżakach, w wodzie, w restauracjach... odpoczywają, relaksują się, świętują i
tak powinno być. Czasami myślę, że nasze polskie święta sa naprawdę męczące –
człowiek sprząta, gotuje, piecze tydzień przed świętami, później 3 dni „się
męczy” przy stole jędząc i pijąc i kolejny tydzień po swiętach sprząta i
odpoczywa po świętach... No fakt,że mamy cudowne polskie tradycje, które chyba
nie przebiją żadnych z 12 potrawami, kolędami, czytniem Biblii, opłatkiem,
siankiem, prezentami, pasterką.... Nasłuchałam się wiele historii o różnym
obchodzeniu świąt, ale co jak co nasza kultura posiada bardzo bogate i
róznorodne tradycje. Z czego powinniśmy być dumni. Także dzień na plaży był
naprawdę udany. Pogoda wyśmienita, towarzystwo doborowe, jedzenie przepyszne...
tylko niedługo potem trzeba było wrócić do rzeczywistości i pracować od 15.45
do 22.30. W Kids Clubie był to dzień jak co dzień, kolejna środa.... temat dnia
Survival. Z racji tego, że w USA nie obchodzi się Wigilii, tylko 25 grudnia
Dzień Bożego Narodzenia, nie odbyło się nic specjalnego. Po pracy natomiast o
23.30 spotkaliśmy się całym naszym zespołem w jednej z sal konferencyjnych, że
podarować sobie prezenty oraz świętować urodziny jednego z naszym animatorów
Jukeboxa z Walii. Urodziny jego przypadają na 25 grudnia , więc równo o północy
zaśpiwaliśmy mu „Happy Birthday” i podarowaliśmy torta. Później Święty Mikołj
obdarował nas prezentami i każdy miał 3 szanse zgadnąć kto był jeo ukrytym
Mikołajem. Śmiechu było sporu, gdyż nie było to takie łatwe. Ja dostałam piękny
kubek i słodycze od Belii, animatorki z Bośni, a mój portfel bardzo sposobał
się Bubbles , mojej współlokatorce z Kolumbii, która do końca nie spodziewała
się, że ja jestem jej ukrytym Mikołajem. Później udaliśmy się do teatru, gdyż
cała grupa artystów na statku tzn. śpiewacy, dancerze, muzycy oraz akrobaci
przygotowali dla nas występ świąteczny. Po występie oczywiście udaliśmy się do
Crew Baru około 12.30 gdzie tylko jak weszłam zobaczyłam grupę ludzi
szalejących na parkiecie przy rytmach salsy, bachaty i merengue.....Kolumbijki
powiedziały mi, że z Kolumbii większość ludzi świętuje Boże Narodzenie
wychodząc na tzn. „tańce”. Osobiście
uwielbiam patrzeć jak tańczą, wspaniałe poczucie rytmu, iskry w oczach i radość z tańczenia... od razu jak
usłyszałam te rytmu zapomniałam o zmęczeniu i dołączyłam do tłumu wywijającego
na parkiecie. Czasem sobie myślę, czy nie mam jakiś korzeni
latynoamerykańskich, gdyż radość jaką mi sprawia kontakt z językiem, kulturą
oraz muzyką latynoamerykańską jest nie do opisania. Crew Bar tej nocy był
pełny, każdy życzył sobie Merry Christmas oraz Feliz Navidad, a j z Januszem
nawet pożyczyliśmy sobie Wesołych Świąt Bożego Narodzenia. Janusz, muzyk z
Warszawy zawiedziony, że nie mógł zjeśc karpia, śledzika i barszczu.... raczył
się tylko czerwonym winem.
Po 2 oczywiście
skończyła sie muzyka, a więc przyszlo też iść spać, gdyż 25 grudnia przypadał w
czwartek czyli dzień na morzu. Podczas rannych zajęć kilkoro z nas było w
centrum oglądając z dziećmi świąteczny film, a większość uczestniczyła w
świątecznej paradzie przebrana za elfy oraz oczywiście był też Święty Mikołaj.
Rozdawali prezenty wszystkicm dzieciom na pokładzie w postaci koszulek, czapek,
drobnych zabawek ufundowanych przez NCL. Popoludniu i wieczorem program odbył
się bez żadnych zmian jak każdy kolejny dzień. Wszyscy byli zdziwieni, że w
świąteczny poranek, kiedy wszyscy Amerykanie otwierają prezenty i rozpoczynają
świętowanie, wciąz mieliśmy prawie 30 dzieci w Kids Clubie. Wieczorem padałam
ze zmęczenia, zresztą jak wszyscy, i wróciłam prosto do kabiny i zdecydowałam
sie obejrzeć film, co często robie w świąteczny wieczór w domu. Obejrzałam
bardzo poruszający film o Agacie Mróz, znakomitej polskiej siatkatce pt:”Nad
życie” i tak moje mokre od łez oczy zamknęły się bardzo szybko tego bardzo
długiego dla mnie dnia.
Piątek, 26
grudnia był kolejnym dniem na morzu, kiedy to mieliśmy występ cyrku. W tym
tygodniu ja byłam glownym clownem, show przebieglo bardzo gładko. Nie mieliśmy
dużo specjalnych talentów, jednak dzieciom i rodzicom bardzo sie podobało show.
Tak też zleciały
święta. Mam ochotę napisać trochę więcej, ale poprostu oczy mi się zamykają, a
jutro pracuje od popołudnia, więc rano jaę do wielkiego centrum handlowego pod
Houston. Dobranoc!
0 komentarze: