A więc siedzę już w autobusie z Berlina do Wrocławia. Za oknami podziwiam Berlin, który wyjątkowo ładnie się prezentuje w słonecznych promieniach. Ten weekend ma być naprawdę gorący zarówno w Niemczech jak i w Polsce. Więc mam nadzieję, że lato w końcu nadchodzi i zostanie przynajmniej na kilka tygodni mojego pobytu w Polsce. Korzystając z okazji nadrabiam zaleglości w zdawaniu relacji z ostatniej części mojej wyprawy czyli jeszcze trochę o drugim co do wielkości mieście Kolumbii - Medellin oraz trochę o Salento, ślicznej miejscowości w sercu rejonu z uprawami kawy.
Tak więc drugiego
dnia w Medellin poszłam z rana na dworzec zapytać się o autobusy odjeżdzające z
Medellin do Pereiry. I jak się okazało odjeżdżają co godzinę od 4.30 rano do
23.30. Po drodze wymieniłam też pieniądze po bardzo dobrym kursie i ruszyłam
metrem do Santo Domingo, skąd można wjechać na pobliskie wzgórze wyciągiem z
wagonikami. Santo Domingo to jedna z biedniejszych dzielnic Medellin, która ciekawie prezentuje się podziwiając ją albo z
dołu albo wysoko z góry. Tak jak większość biedniejszych dzielnic w Ameryce
Południowej są zazwyczaj usytuowane na wzniesieniu i każde kolejne domy
budowana są na górze. Domy są najczęściej bardzo proste, wjeżdżając na górę
zauważyłam z góry, że niektóre dachy to poprostu kawałek blachy z ustawionymi
kamieniami, które miały na celu przytrzymać blachę, co by dach nie odleciał. Po
drodze spytałam pana, który wyglądal na miejscowego, czy jest bezpiecznie
spacerować po tych dzielnicach i powiedział, że dawniej by tego nie polecał,
ale obecnie nie ma żadnyh obaw i nawet ja mogę się tam przejść. W tym samym
wagoniku poznałam dwóch Amerykanów, którzy tez wjeżdżali na górę, aby przejść
się po Parku Arvi. Tak się zagadaliśmy, że zaproponowali, że mogę do nich
dołączyć. Okazało się, że jeden z nich jest prawnikiem z wykształcenia i może
pracować na odległość i zdecydował się podróżować, zrobił kurs CELTA, który
uprawnia do nauczania języka angielskiego jako języka obcego dla ludzi, których
język angielski jest językiem ojczystym. Tak więc teraz uczy angielskiego w
Kolumbii, następnie planuje wyjazd do Argentyny a później do Europy. Drugi z
nich to jego znajomy, który przyjechał na kilka dni w odwiedziny. Nam wszystim
wydawało się, że park jest typowych rozmiarów parkiem, który można przejść
dookoła, jak się jednak okazało, jest to ogromny teren, który rozpoczynał się
już w połowie wjazdu na górę. Jechaliśmy kolejką wagonikową podziwiając najpierw
osiedle Santo Domingo, a następnie ogromne połacie terenów zielonych. Nasz
spacer przeciągnął się w kilkugodzinną przechadzkę. Po drodze zobaczyliśmy
typową kolumbijską chivę, czyli kolorowy autobus, który jest słynny z obwożenia
turystów i organizowaniu imprez w środku autobusu. Ten akurat miał tylko
funkcję autobusową i podwiózł nas kawał do głównej części parku z jeziorem,
restauracją oraz motylarnią. Tam zjedliśmy ajiaco, czyli typową kolumbijską
zupę, coś jak rosół w smaku, tyle, że mial spore kawąłki kurczaka oraz
ziemniaków i kukurydzy. Dodatkowo arepa z chocolo, czyli słodkiej kukurydzy z
kawałkiem sera. Później spacer po parku, motylarni i dość póżnym popołudniej
wróciłam do hostelu. Postanowiłam wcześniej się położyć, żeby kolejnego dnia
wcześnie wyruszyć do Pereiry. Zapomniałam wspomnieć, że dzień wcześniej jak
siedziałam na łóżku piętrowym w hostelu z laptopem na kolanach, nagle poczułam
jak coś mi usiadło na nodze. Uczucie takie jak zwykle siada jakiś owad typu
mucha bądź komar, ale jakoś tak dziwnie długo odczuwałam to. Po chwilii
zerknęlam i co zobaczyłm... malutką jaszczurkę na mojej łydce. Od razu się
przestraszyłam, choć myślę, że jaszczurka jeszcze bardziej niż ja i zrzuciłam
ją na podłogę. Ogólnie rzecz biorąc bardzo się boję różnego rodzaju mysz,
szczurów i właśnie jaszczurek i nawet żab... Pająki jakoś nie wzbudzają u mnie
strachu, ale ta maleńka jaszczurka tak... I otóż drugiej nocy kładłam się do
łózka dość wcześnie, czułam się trochę przeziębiona i kiedy przykrywam się moim
prześcieradłem, zerknęła na drewniany sufit i co widzę.... malutką jaszczurkę
wędrującą nade mną. Od razu strach w oczach, zakryłam się po samą szyję
prześcieradłem... Obok na łózku była para Australijczyków z Sydney i chłopak
tylko rzekł:.. Oj widzę, że ktoś nie będzie spał tej nocy. Ja się lekko
uśmiechnęlam i od razu wyłumaczyłam, że nie wiem czmeu, ale panicznie boję się
tej małej jaszczurki. Oni ze spokojem odpowiedzieli, że często je tu widują,
ale po chwili chłopak wskoczył na łózko, wyciągnął ręką i wziął małą jaszczurkę
na rękę i wyniósł na taras. Od razu podziękowałam chłopakowi za uratowanie mi
życia i w mgnieniu oka zasnęłam.
0 komentarze: