A więc już od soboty jestem na pokładzie Norwegian Jewel. Czas upłynął szybko, gdyż ciągle coś się działo. Dziś juz poniedziałek i byliśmy na meksykańskiej wyspie Cozumel. Niestety ja pracowałam rano, więc nie mogłam zejść ze statku, ale za to w kolejnych portach – Belize i Honduras pracuje już popołudniami i uda mi się już jutro i pojutrze zobaczyć piekno KaraibówJ Ogólnie jest bardzo fajnie, atmosfera w naszej ekipie sympatyczna – ludzie z różnych krajów. Mamy w zespole ludzi z takich krajów jak: Anglia, Walia, Serbia, Macedonia, Czarnogóra, Peru, Kolombia, Nicaragua, Szkocja, Bośnia, Filipiny, Stany Zjednoczone no i PolskaJJest nasz łącznie 15.
Może zacznę od
początku... A więc w sobotę jakoś po 10 zabrali nas z hotelu i przywieźli do
portu w Houston, który jest dość sporo oddalony od miasta. Na dworze
temperatura podobna do tej w Polsce jak wyjeżdzałam. Zaraz jak weszliśmy na
pokład masa formalności. Z racji tego, że jest to mój trzeci kontrakt i drugi
na tym samym statku nie było żadnego stresu, bo wiedziałam jak to wszystko
wygląda. Zapomniałam dodać, że na śniadaniu jeszcze w hotelu poznałam dwie
Kolumbijki, więc juz byłam szczęśliwa, że mamy krew latynowską w zespole, bo
zazwyczaj są to fantastyczne osobyJ Tak więc kamień spadł mi z serca i w sumie resztą
się już nie przejmowałam. A więc kontynuując, zaraz jak weszliśmy na pokład, przywitał
nas i wziął pod opiekę YPM (z
angielskiego manager programu animacji), czyli potocznie mówiąc nasz szef
(którego znałam z poprzedniego kontraktu). Zaraz też poznałam 3 nowe osoby,
które dołączyły do nazego zespołu – Filipinka (na cały etat), Angielka i Szkot
(sezonowi). Czyli łącznie było nas 6
osób nowychJ Większość
z nas to SYC (z ang. sezonowi animatorzy dziecięcy)z racji zbliżającego się
wysokiego sezonu. Ale może wytłumaczę jak to działa, dla tych
niewtajemniczonych. Tak więc w naszym centrum dla dzieci pracują YC i SYC. Ci
pierwsi pracują, że tak powiem na cały etat. To znaczy pracują 6 miesięcy, mają
6 tygodni wakacji i ropoczynają kolejny 6 miesięczny kontrakt. SYC to tak zwani
„sezonowi”, gdyż pracujemy podczas wysokich sezonów, tzn. wakacji, okresu
Święta Dziękczynienia, Świąt Bożego Narodzenia oraz wiosennej przerwy
wielkanocnej. My pracujemy od 1 do 3 miesięcy. Nie musimy pracować podczas
każdego sezonu, wybieramy kiedy i na ile chcemy pracować oraz czasem możemy poprosić
o statek, na którym chcemy pracowaćJ Tak więc mamy więcej plusów, z tym, że
wiadomo zarabiamy mniej, co jest jedynym minusem.
Załatwianie
formalności trwało pół dnia, gdyż musiałam ponownie zdać egzamin z
bezpieczeństwa, wypełnij sporo papierków, odebrać uniformy. Z racji dobrego
serca jakie mam wzięłam pod opiekę nowych animatorów, gdyż pamiętam doskonale
jaka byłam zagubiona podczas swojego pierwszego kontraktu 1,5 roku temu.
Gubiłam sie co chwilę, ogólnie rzecz ujmując nie wiedziałam co sie dzieje
dookoła mnie..... Śmiejemy się, że dwie Sandry Kolumbijki (nazywają się
dokładnie tak samo Sandra Milena każda), Bethany i Daniel stali się moimi dziećmi.
W dodatku dostaliśmy kabiny obok siebie i to w strefie pasażerskiej. Daniel ma
9167 – kabinę pasażerską, która była moją przez większość poprzedniego
kontraktu na Alasce, a ja z Sandrą i Bethany zajmujemy 9163. Jest to także kabina
pasażerska, z tym, że jest trochę ciaśniej, bo jesteśmy trzy (Bethany
zaoferowała się sama do spania na górze na łóżku piętrowym). Właśnie zaraz będę
sie rozpakowywac, bo wciąż skaczemy pomiędzy rozłożonymi na ziemi walizkami.
Załatwiając
wszystkie formalności spotykałam masę ludzi, których znam z poprzedniego
kontraktu. Fajnie było zobaczyć się i przywitać się z moją mafią
kolumbijsko-peruwiańską, z którym w każdą niedzielę i czwartek tańczyliśmy
salsę, bachate i merengue w CB ( Crew Bar, z ang. bar dla załogi). Tak więc i w
sobotę umówiliśmy się w CB na pogaduchy. Zatańczylismy kilka kawałków do muzyki
latino i zmęczone około 1.30 poszłysmy spać, gdyż nastepny dzień-niedziela to
Sea Day ( z ang. dzień na morzu, co znaczy, że cały dzień płyniemy i nie
zatrzymujemy się w żadnym porcie). Czasem tak będę rzucać angielskie nazwy bądź
skróty, gdyż używamy je tutaj na okrągło, ale zawsze postaram się pamiętać o
tłumaczeniu i ewentualnie wytłumaczeniu. Dzień na morzu to bardzo pracowity
dzień dla wszystkich. MY pracujemy od 8.45 do 12, następnie od 14 do 17, i
później od 19 do 22.30. W tym tygodniu jestem z grupą dzieci w wieku 3-5 lat,
więc rano mieliśmy gry i zabawy pod tytułem „Wariacje w oceanie”. Popołudniu
Puppet Show oraz „Piknik z Misiem”, a wieczorem „Noc Księżniczek i Księciów”.Wszystko
przebiegło miło i przyjemnie, gdyż mamy naprawdę fajne, sympatyczne dzieciaki,
mało tzw. „płaczków”, którzy co tylko wejdą do centrum zaczynają płakaćJ Zapomniałam dodać, że jest jeden Polak – 4-letni
Maciek z Gdańska, który tymczasowo mieszka w Stanach z rodzicami i korzystając
z wolnego całą rodziną zwiedzają Karaiby.
To by było na
tyle, gdyż mam trochę rzeczy do zrobienia – rozpakować się, ogarnąć pokój,
prysznic, podłączyć się do Internetu (mam nadzieję, że dziś będzie dobrze w
miarę dobrze działał. Tak przy okazji my jako załoga mamy dostęp do internetu,
tyle że płatny 5$ za 55 minut). Jest juz 18 a o 20.30 idziemy coś zjeść z
Vladimirem z Macedonii do Garden Cafe (pokładowy bufet) a póżniej na show do
teatru. Tak jak pisałam mieliśmy dziś razem zmianę poranną i dlatego popołudnie
mamy wolne. Reszta była cały dzień na plaży a od 17 walczą z dziećmi podczas „Nocy
Piratów”. Tak więc uciekam, ogarniać się i póżniej odpoczywam. Dodatkowo jest
dziś Noc Latino w CB (przypominam nasz pokładowy bar dla załogi), więc będziemy
tańczyć salsę, merengue, bachatę! Postaram sie w następnym poście opisać trochę
dokładniej jak wygląda moja praca i życie na statku. Pozdrawiam z pośrodku
Morza Karaibskiego!
0 komentarze: