Zupełnie nowe wcielenie mojego bloga!

.

Now, you can also read in other languages, please select

Kolejna relacja



Pozdrawiam z Houston. Wiem, że minęło sporo czasu od ostatnich wieści, ale niestety nie udało mi się połączyć ostatnio z netem. Tak własnie sobie myślałam, że internet to najgorsza część pracowania i mieszkania na statku. W tym tygodniu pogoda podczas dni na morzu jest naprawdę fatalna, morze jest wzburzone, nosi statkiem na prawo i lewo, a przez to połączenie z Internetem zerowe. Próbowałam się połączyć w czwartek i piątek, ale niestety bez skutku.
 Dziś będzie krótka notatka z kilku ostatnich dni. Poniedziałek, wtorek i środa to nasze 3 dni portowe. Tak więc w poniedziałek byliśmy w Meksyku i w tym tygodniu miałam tak zwany Port Play, czyli dyżur poranny. Przyszliśmy z Vlatko o 7.45 (otwieramy o 8), żeby rozstawic maty, przygotować zabawki w Sali dla Guppies (czyli dzieci poniżej 3 roku życia). Nikt sie pojawił na śniadanie, tak więc chwilę po 8 zamknęliśmy i do 9 mieliśmy wolne, więc poszlismy na śniadanie. W  ten dzień czulam jakbym miała pierwszy dzień wolny. Nigdy w mojej karierze nie miałam tak mało dzieci podczas zmiany porannej. Do 11 nie pojawił się nikt, tak więc Vlatko dmuchał balony na Pier Party, ja zrobiłam 3 plakaty informujące o dodatkowych rodzinnych zajęciach. Między 11 a 12 miałyśmy dwójke dzieci rodzeństwo -  bardzo fajne, grzeczne, dobrze wychowane dzieci – siostra i brat, z ktorymi zrobiliśmy meksykańskie maracas. Później od 12 do 13 obiad, więc tez wolne, bo się nikt nie pojawił. A od 13 do 17 pojawiały się i znikały pojedyńcze osoby, z którymi zrobiłyśmy sobrero, poćwiczyliśmy sztuczki do występu cyrkowego, a na koniec zagraliśmy w kilka gier. Od 17 wolneee! Tak więć najpierw poszłam do silowni, później drzemka, kolacja, występ komika no i na koniec bar a później impreza organizowana przez dział Restauracji. Dzień zleciał bardzo przyjemnie. Wczoraj Belize był dniem typowo internetowym. Rano mieliśmy Boat Drill a później spotkanie całego zespołu rozrywki, tzn. my, animatorzy, tancerze, śpiewacy, muzycy itp. Oczywiście trwało to trochę, tak więc zrezygnowaliśmy z wyjazdu na plażę i tylko zdecydowaliśmy się zejść na statku i pójść do pobliskiego hotelu. Posprawdzałam wszystkie wiadomości, zadzwoniłam do Agi, ogólnie zaaktualizowałam wieści ze świata.
Następnie Banana Coast w Honduras. Jest to najkrótszy port, gdyż musimy być na pokładzie o 15, a zaczynamy pracę 15.45. Jako że nie miałam ochoty na „plażing” tego postanowiłam sie wyspać i zostać na pokładzie.

Ogolnie pierwsza część tygodnia zleciała szybko, druga się trochę dłużyła. W tym tygodniu mamy już o wiele mniej dzieci, więc nie jest tak głośno. Ale za to z mniejsza ilością dzieci czas leci o wiele wolniej.Od przyszłego tygodnia będzie jeszcze mniej dzieci, bo kończą się już przerwy świąteczno-noworoczne i dzieci muszą wracać do szkoły.
Poniżej zdjęcia mojej nowej kabiny . Jest malutka, ale bardzo przyjemna, a Ariel moja współlokatorka jest bardzo w porządku. Nasz zabawny Big V z Macedonii, który nazywa mnie Blond Dora zdążył mi juz nawet zamontować moje imię na drzwiach. Dla nie wtajemniczonych Dora to postać z bajek dla dzieci, która zwiedza świat ze swoim plecakiem. Ma któtkie włosy jak ja, tyle, że ciemne, dlatego ja jestem modyfikacją i nazywa nie blond Dora.






0 komentarze: