Zupełnie nowe wcielenie mojego bloga!

.

Now, you can also read in other languages, please select

Sylwester i Nowy Rok!



Witam wszystkich po raz pierwszy w tym Nowym 2015 Roku! Mam nadzieję, że Sylwester był udany i Nowy Rok rozpoczął się pomyślnie dla wszystkich. Minęło już kilka dni od mojego ostatniego postu. Działo się wiele, dlatego też nie miałam czasu usiąść i coś napisać. Dziś jest niedziela, pierwszy dzień na morzu podczas kolejnego rejsu. Ostatnim razem jak pisałam to dowiedziałam się, że zostaje na tym statku 3 tygodnie dłużej, a więc do 24 stycznia. Już byłam nastawiona na powrót i miałam od czwartku zbierać podpisy potrzebne do zejścia ze statku, a tu taka zmiana...
W środę był Sylwester. Akurat ja pracowałam rano, czyli od 8 do 16 z dziećmi, które zostały na pokładzie. Mieliśmy bardzo mało dzieci, gdyż tak jak przypuszczałyśmy rodzice chcieli spędzić z nimi trochę czasu w ciągu dnia, żeby wieczorem zostawić ich w Kids Clubie. Wykorzystałyśmy ten czas, żeby poćwiczyć na dzieciach malunki na twarzy, uczyliśmy ich jak zrobić kapelusz, miecz, psa i żółwia z balonów. Później kilka gier, kartki noworoczne, okulary i kapelusze na imprezę sylwestrową i tak zleciało te kilka godzin. W miedzyczasie godzina na śniadanie i godzina na lunch i tak o 16 już byłyśmy wolne. Najpierw wiadomo krótka drzemka, prysznic, przygotowania i poszłyśmy najpierw na kolację do włoskiej restauracji. Później rozpoczęły się jużobchody sylwestrowe, był zespół przy basenie, troche ludzi w Atrium, gdzie była orkiestra no i reszta imprezy w Spinnaker, pokładowym klubie. Tylko ja, Bunny i Summer miałyśmy wolny wieczór, reszta pracowała do 22.30 , a więc zaraz jak skończyli, poszli się przebrać i wszyscy spotkaliśmy sie w Atrium przed północą. 5 osób pracowało od 22.30 do 2.30 w Kids Clubie z dziećmi, których rodzice zapisali na imprezę sylwestrową. Była masa dzieciaków około 70, więc byłam mega szczęśliwa, kiedy tylko wpadliśmy na chwilę po północy złożyć życzenia noworoczne i zaraz potem opuściliśmy ta mieszanke wybuchową i ruszyliśmy do Spinnakera. Po drodze oczywiście był szampan, inne drinki i wtedy przypomniałam sobie, że mam w mojej lodówce małą butelkę rumu belizijskiego. Kiedy na początku grudnia zeszliśmy w Belize rozdać świąteczne prezenty, na koniec zostaliśmy obdarowani drobiazgami z Belize. Każdy z nas dostał torbę z pamiątkami z Belize oraz mała butelką ze słynnym belizijskim rumem. Oczywiście nie możemy wnieść alkoholu na pokład ani załoga ani pasażerowie. Tzn. jesli kupimy coś, zabiorą nam przy wejściu na pokład i oddadzą w dniu zakończenia naszego kontraktu. W przypadku pasażerów skonfiskowany alkohol zostaje zwrócony w ostatni dzień rejsu. Wszystko dzieje się po to, aby oczywiście nie konsumować alhoholu zakupionego na zewnątrz tylko ten na statku. Ale właśnie jak wracałyśmy łódką z portu na statek w Belize to spotkałysmy jednego z rodziców. Ja tego tygodnia byłam na recepcji, więc znałam wiekszość rodziców. Moja współlokatorka Bunny była z grupa 6 do 9 lat, więc akurat znała Christophera. Tato jest przemiły, otwarty i gadatliwy. Jest żołnierzem i też wiele podróżuje po świecie. Opowiedziałyśmy mu historię o elfach i rozdawaniu prezentów dla dzieci i naszych podarkach też. Sam się zaoferował, że może nam przemycić nasz rum i zwróci go nam w soboteę w Houston, kiedy będą schodzić ze statku. I tak też się stało. A więc około 1 zeszliśmy do mojej kabiny z Kolumbijką Bubbles oraz innym Kolumbijczykiem oraz Peruwiańczykiem i wypiliśmy mój belizijski rum. Oczywiście nie miałyśmy z czego wypić, więc wyciągnęłam mój świąteczny kubek który dostalam od Świętego Mikołaja. Poźniej wrócilismy do Spinnaker, a na koniec oczywiście do naszego baru, gdzie muzyka wyjatkowo grała do 3 nad ranem. Tam oczywście gorące latynoskie rytmy, ludzi bylo pełno i zabawa naprawde udana. 
















Kolejny dzień rano , Nowy Rok, dzień jak co dzień w Kids Clubie. Akurat przypadło na czwartek, czyli dzień na morzu,  a więc zaczynalismy 8.45. Wstawało się badzo cięzko, ale za to dzień szybko zleciał.
Zapomniałam dodać, że we wtorek jak byliśmy w Belize poszliśmy do Hotelu Radisson, gdzie jest przepiekny basen i bardzo szybki Internet. Jak zawsze podłączyłam sie do Internetu i zalogowałam się na Facebooka. Tam od razu zobaczyłam linka  z tanimi lotami do Ameryki Południowej. Większość były to mega tanie loty do Limy, Sao Paolo, Montevideo i Buenos Aires, a więc miejsca gdzie już byłam. A też na końcu listy ujrzalam.... Bogotę i od razu sprawdziłam terminy. Tak też długo się ni zastanawiałam i po 30 minutach zabukowałam bilet z Madrytu do Bogoty na 5 maja i powrót 3 czerwca do Berlina przez Madryt. Kombinacja doskonała, a cena jeszcze lepsza 1700złJ Moje marzenie się spełni, juz wszytskich dookoła informuje o wyprawie do Kolumbii, wysłuchuje porad gdzie mam się wybrac i co zobaczyć, muszę jeszcze poinformowac wszystkich znajomych Kolumbijczyków, którzy nie sa na statku, że niedługo nadchodzę. To był naprawde udnay dzień – bilet do Kolumbii i wiadomość, że moge przedłużyc kontrakt. Bardzo dobrze rozpoczął się ten Nowy Rok!
Piątek był ostatnim dniem dla moich współlokatorek i Dodgeball, którzy razem ze mna rozpoczęli kontrakt. Dla nich był to pierwszy  kontrakt, a więc od początku starałam się im pomóc i nauczyć wiele. Na koniec byli bardzo wdzięczni i smutni zaraz bo naprawdę bardzo sie zżyliśmy i praca im się bardzo spodobała. Oczywiście przygotowaliśmy plakat, którzy zawiesiliśmy w barze oraz pożegnalne kartki gdzie każdy wpisał coś od siebie. Tego dnia wszyscy mówili, że prawdopodobnie przypłyniemy wcześniej do Houston, a dla nas oznacza to zero alkoholu w naszym barze. Zawsze od momentu kiedy wpływamy na teksańskie wody, zamyka się sklepy z biżuterią, perfumami na statku i jest zakaz  sprzedaży alkoholu. Tak więc po obiedzie poszliśmy do baru zakupić wino i piwo, co byśmy mieli na wieczór. A tu niespodziewane wpłynelismy w strefę bardzo gęstej mgły i usłyszeliśmy informację, że najprawdopodobniej przypłyniemy z opóźnieniem. Dla nas oznaczało to wielkie zamieszanie następnego dnia. Mojej współlokatorce Kolumbijce zmienili nawet loty na późniejsze, bo obawiali się, że nie zdąży. Ale całe szczęście najgorszy plan nie nastąpił i przypłyneliśmy tylko z godzinnym opóźnieniem. Więc kolejna sobota w Houston przebiegła jak zawsze. Ja tym razem pracowałam rano od 6.55 do 11 pomagając w kontroli ludzi schodzących ze statku. Przebiegło to dość sprawnie i zaraz po tym przeniosłam się do mojej nowej kabiny (tym raz na 3 piętrze) z nową współlokatorką Ariel z Czarnogóry. Kabina dwuosobowa różni się znacznie od tej pasażerskiej na 9 piętrze, ale szczerze powiedziawszy nie jest tak źle jak myślałam. Wczesniej mieszkałam oczywiście już w kabinie dla załogi, ale zawsze większej, tym razem w malutkiej dwuosobowej. Ciąg dalszy nastąpi wkrótce, gdyż już 12.30 w nocy a jutro jesteśmy w Meksyku i pracuje rano od 7.45.... Dobranoc!

0 komentarze: