Korzystając z
chwili czasu postaram się dokończyć relację z Chin. A więc podczas 3 dni udało
nam się zobaczyć najważniejsze zabytki Pekinu oraz poczuć co nie co azjatycką atmosferę.
W poniedziałek zaraz po przyjeździe pojechaliśmy metrem do Letniego Pałacu. Temparatura
na zewnątrz była dość niska. Jak się później okazało była w okolicah zera, ale
myślę, że ze względu na niewyspanie i zmęczenie oddczuwalna przynajmniej dla
mnie była w okolicach -5 stopni Celsjusza, co dla mnie była rodzajem szoku
termicznego. Tak więc od kiedy w pierwszy dzień ubrałam getry, skarpety narciarskie, kurtke narciarską, czapkę i rękawiczki nie
zdjęłam ich aż do czwartku.
Pałac Letni jest
to przeogromne terytorium, kompleks pałacowo-parkowy, który był miejscem
letniego wypoczynku cesarzy chińskich z dynastii Qing. Znajduje się tam cała
masa różnych budynków, pośrodku jest olbrzymie jezioro, które teraz w porze zimowej
zamieniło się w lodowisko, po którym „śmigali” mieszkańcy Pekinu na łyżwach,
sankach i różnych innych pojazdach, np. rowerze z płozami. Przypuszczam, że
latem kiedy jest ciepło można tam spędzić cały dzień, nam zwiedzanie zajęło
około 2 godzin , aby zobaczyć najważniejsze miejsca. Ogólnie chyba wszyscy byliśmy
trochę zmęczeni, zmarznięci i jakoś tak średnio zachwycaliśmy się widokami.
Pekin jest wielkim miastem i jak
przemieszczanie się po każdym z olbrzymich stolic jest bardzo męczące. W metrze
byliśmy jak sardynki w puszce z całym tłumem Azjatów, którzy dziwnie na nas
spoglądali. Pomimo tego, że jest to znana stolica, chyba ze względu na porę
roku nie widzieliśmy wielu obcokrajowców. Nawet w miejscach turystycznych
znaczna większość odwiedzających to Chińczycy oraz inni Azjaci.Z językiem
angielskim w Chinach jest ciężko, nawet bardzo można by rzecz, aczkowliek
ludzie sa mili i chętni do pomocy pomimo braku znajomości języka. W
poniedziałek jak chcieliśmy wymienić pieniądze w banku, pani powiedziała, że
system jest zepsuty i nie załatwimy tego dzisiaj, więc musieliśmy przyjść następnego
dnia. W autobusie, którym jechalismy do Świątyni Nieba nikt nie mówił ani słowa
po angielsku, ale międzynarodowy język ciała zadziałal i pokazaliśmy na mapie
gdzie chcemy jechać i starsza pani, która siedziała obok nas w pełniusieńkim
autobusie tylko kiwała głową, że to nie ten przystanek i w końcu po długim
oczekiwania kiwnęła na tak, czyli to był znak, że trzeba było wysiąść. Wszystkie
napisy dookoła to oczywiście chińskie znaczki, które ciężko jest rozczytać. W
miejscach turystycznych są oczywiście ulotki w języku angielskim, panie w
okienku sprzedającym bilety jakieś podstawy angielskiego niekiedy mają, a jeśli
nie wtedy liczbę bieltów pokazujemy na palcach i po prostu płacimy. Po całym
długim pierwszy dniu, jak tylko wpadliśmy do hostelu, wzięłam gorący prysznić,
klimatyzcaja ustawiona na wysoką temperaturę i godzina 20 a my już spaliśmy.
Hostel był jak wiekszość hosteli, czyli w porządku. Tak naprawdę tam tylko
spaliśmy, więc dla mnie warunki nie grają aż tak wielkiej roli. Ważne , żeby
było lózko i ciepła woda, a reszta jest mało ważna podczas krótkich pobytów w
jednym miejscu.
To by było na
tyle na dziś! Trochę spontaniczna notka i krótka, ale już na więcej nie mam
siły. Postanowiłam coś napisać, aby nie wypaść z rytyny, bo później będzie
tylko więcej i więcej do opisanywania. Dobrej nocy życzę z Tajwanu, tutaj
dochodzi 23, w Europie dopiero 16. Jutro rano pobudka i rozpoczynamy objazd
wyspy autem, a więc wczesna pobudka....
0 komentarze: