Zupełnie nowe wcielenie mojego bloga!

.

Now, you can also read in other languages, please select

Pierwsza relacja z Chin!



Tak więc zaczynamy pierwszą relację, i chyba myślę ostatnią z Chin. Właśnie siedzimy w samolocie na Tajwan. Już jesteśmy wysoko w górze, więc mogłam wyciągnąć komputer, włączyć i zacząć pisać. Postanowiłam tym razem nie spać, tylko nadrobić zaległości, gdyż przez ponad 3 dni w Pekinie nie udało mi się nic napisać, gdyż każdego dnia kiedy wracaliśmy po całym dniu zwiedzanu brałam gorący prysznic , klimatyację w hostelu włączałyśmy na 28-30 stopni Celsjusza i momentalnie zasypiałam. A więc zacznijmy od początku.

W niedzielę po 2 w nocy wyruszyliśmy z Lubina na lotnisko we Franfurcie. Pierwsze kilka godzin  ja kierowałam, później zamiana kierowców. Podróż zleciała w miarę szybko, około 9 byliśmy pod Frankfurtem, po drodze oczywiście klka przystanków. Na jednym z nich udało się nawet ”zarobić” kilka euro, gdyż maszyna, w której kupuje się kawę zamiast wydać kawę za 2 euro ktore wrzuciliśmy , wyrzuciła 8 euro więcej. Później podjechaliśmy na parking, gdzie zostawiliśmy auto i tam podrzucili nas na terminal 2 olbrzymiego lotniska międzynarodowego w Frankfurcie. Niedługo potem spotkaliśmy się z Dorota, która przyleciała z Barcelony dzień wcześniej i teraz tylko z centrum miasta dojechała na lotnisko. Poszliśmy nadać bagaże i tam pani trochę nastraszyła co niektórych w naszej ekipie (mam na myśli rodziców). Zobaczyła nasze dane lotu i zapytała gdzie jest nasza wiza do Chin. Oznajmiłam wtedy, że będziemy tam tylko 3 dni i będziemy korzystać z 72-godzinnej wizy tranzytowej. Ona wtedy zobaczyła, że nas postój w Chinach przed wylotem na Tajwan będzie 79-godzinny, więc przekracza dozwolony limit. Poszła więc dopytać się, zabrała nasze elektorniczne bilety i zniknęła. Wrócila po dłuższej chwili i ponownie oznajmiła nam, że nie możemy polecieć , gdyż od razu jak przylecimy odeślą nas tym samym samolotem spowrotem do Europy z powodu braku wymaganej wizy. Ponownie wytłumaczyłam Pani, że nasza informacja jest sprawdzona, i , że brat także tak leciał na Tajwan z postojem w Chinach kilka miesięcy temu i wszystko grało. Powiedziałam, że to nie musi byc dokładnie 72 godziny, może byc więcej, byle tylko nie przekroczylo 4 pełnych dób na terenie Chin. Pani coś nam mało dowierzała i ponownie wybrała się do biura Air China żeby to zweryfikować. Po kolejnej dłuższej chwili wróciła i oznajmiła, że mamy rację, gdyż 72 godziny zaczynają naliczać od północy. Tak więc jeśli my przylatujemy o godzinie 6.15 rano dnia 2 lutego zaczynaja naiczać nam 72 godizny od północy, czyli mamy cały wtorek, środę i czwartek na pobyt w Pekinie i przed północą musimy opuścić terytoriu Chin, a nasz wylot na Tajwan był właśnie dziś w czwartek o godzinie 14. Tak więc wszyscy odechnęli z ulgą i ruszyliśmy na odprawę bezpieczeństwa i następnie do naszej bramki, aby wejść już na pokład olbrzymiego boeinga do Pekinu. Podróż ponad  9-godzinna zleciała dość przyjemnie i szybko. Tak szczerze powiedziawszy to przespałam większość czasu, gdyż wcześniejsza noc zależała do bardzo krótkich. Dodatkowo wiedziałam, że wylądujemy w Pekinie po 6 rano, więc także jaby „stracimy” jedną noc. Dostaliśmy obiad czy kolację , nie wiem jak to nazwać, później jeszcze śniadanie, w międzyczasie ucinałam sobie drzemki. Rodzice i Dorota obejrzeli jakieś filmy. Rodzice mieli szczęście , gdyż były dwa rosyjskie filmy, a więc co nie co mogli zrozumieć. Obok Doroty były dwa wolne siedzenia, tak więc postanowiliśmy zmieniać się, tak aby każdy mógł chociaż trochę pospać w pozycji leżącej. Myślę, że mój organzim jest obencie tak rozlegulowany poprzez nieustanne podróże, dalekie loty i zmiany czasowe, że nawet jakoś nie było problemem to, że wylądowaliśmy o godzinie 6.15 rano w Pekinie, kiedy to w Europie była godzina 23 dnia wcześniejszego. Tak jak kiedyś pisałam, dzięki Bogu nie mam problemów ze snem i w ten sposób w miarę dobrze znoszę zmiany stref czasowych. Rodzice i Dorota też jakoś dobrze to znieśli i w sumie chyba podeksytowni byliśmy wszyscy tym, że jesteśmy już w Chinach i zaczniemy zwiedzać Pekin i zobaczymy najważniejsze  jego zabytki.

Postanowiliśmy wziąść taksówkę do hostelu, gdyż mieliśmy sporo bagaży,a że byliśmy w czwórkę koszta były podobne to transportu publicznego, a komfort i czas wiadomo bezcenny. Trochę nam zeszło zanim znalezliśmy postój taksówek, ale w końcu się udało. To co mnie uderzyło od razu to oprócz tłumów skośnookich Azjatów dookoła, mówiących w całkowicie niezrozumiałym dla mnie języku to było zimno. Ubrana w moją narciarską grubą kurtkę poczułam jak mroźne jest powietrze na zewnątrz. Nie ukrywam, że temperatur poniżej zera nie doświadczyłam od dluższego  czasu, dodatkowo zmęczenie i niewyspanie robia swoją. Od razu wyciągnęłam czapkę, rekawiczki i cóż pogodziłam się że jednak nie jestem juz na Karaibach tylko w Chinach gdzie podobnie jak w Europie panuje obecnie zima. Sprawdziłam wcześniej w internecie, ze cena dojazdu taksówką do hostelu powinna wynieść około 180 yuanów ( 100 yuanów to około 0,65zł) , a więc z taką wiedzą  ustawiliśmy się w kolejce do taksówek. Niestety od razu kiedy nas zobaczyli zaoferowali nam wiekszą taksówkę rodzinną. Nie rozumieliśmy oczywiście ani słowa, ale domyślilismy się , że z racji ilości bagaży (każdy z nas miał bagaż główny plus podręczny) chceli nas wysłać większą taksówką. Ale jak się okazało, za ta większa taksówkę życzyli sobie od 580 yuanów wzwyż. My jako, że wymieniliśmy mała ilość pieniędzy, gdyż jak wiaodmo na lotniskach zawsze kurs jest bardzo niekorzystny. To po pierwsze nie mielismy tyle pieniędzy, a po drugie uparliśmy się, że nie ma potrzeby większej taksówki, gdyż jesteśmy tylko w czwórkę. Tak więc pokazalismy , że chcemy jechać normalną taksówką. Kiedy przyszła nasza kolej, taksówkarz miał spory problem z przeczytaniem adresu naszego hostelu w języku angielskim, więc zebralo się całe zgromadzenie, żeby dowiedzieć się gdzie my chcemy jechać. W międzyczasie pokazał na nasze bagaże, że są sporo za duże i prawdopodobnie  nie zmieszczą się w bagażniku. Tato długo nie czekając zaczął pakować dwie wielkie walizki do tylniego bagażnika. Oczywiście kierowca miał tam sporo swoich rzeczy, które wyciągneliśmy, załadowaliśmy nasze walizki a póżniej jego a ja ze swoim plecakiem wsiadłam na przednie siedzenie i tak oto zdziwiony taksówkarz nie mając nic do powiedzenia, wsiadł zdumiony i ruszył. Nas ogarnął atak smiechu, że jednak udało nam się wsiąść w normalną taksówkę i ruszyć w końcu w stronę hostelu. Po chwili kierowca powiedział two hundred yuans (jedyna rzecz jaka znają chińscy taksówkarze w języku angielskim to cyfry) a my radośnie przytaknęliśmy głową, że ta cena zdecydownaie bardziej nam się podoba, niż około 600 yuanów, o których nam powiedziano wcześniej. Tak zapakowani siedzieliśmy przez prawie godzinę w aucie zmierzającym w okolice Zakazanego Miasta, gdzie znajdowął się nasz hostel. Była wczesna godzina poranna, a korek na ulicach jak w godzinach szczytu. Powietrze jakieś zachmurzone od smogu, juz za okiem auta mozna było zobaczyć wiele osób zmierzających po ulicach Pekinu z maseczkami na ustach chroniącycmi przed wdychaniem zanieczyszczonego powietrza. Z kierowcą niestety nie udało się porozmawiać, a więc tylko obserwowaliśmy ogrom gigantycznej stolicy Chin. Mijaliśmy wysokie budynki mieszkalne, co kilkaset metrów olbrzymie budynki różnorodnych instytucji , w tym banków, biurowców, a także wysokiej klasy hoteli. Na drogach sznur aut, około 4-5 pasów kierujących się w jednym kierunku. Po boku można zauważyć oddzielny pas dla ludzi poruszających się na rowerach, skuterach, motorowerach czy innych różnorakich pojazdach. W końcu dotarliśmy do hostelu, tam zameldowanie, dostaliśmy tylko jeden pokój , gdyż była dopiero 9 rano, a zameldowanie odbywa się od godziny 12, ale dla nas i tak to była dobra wiadomość. Ogarnęliśmy się, chwila odpoczynku, prysznic i postanowiliśmy ruszyć na zwiedzanie Pekinu.
Musze kończyć, gdyż zbliżamy się do lądowania w Tajpei, stolicy Tajwanu. Tak więc do usłyszenia przy kolejnej relacji!

0 komentarze: