Drugi odcinek podróży coś mi się dłuży… Przebolałam już mój zgubiony zegarek, bo niestety nikt nie zadzwonił, czego w sumie mogłam się spodziewać. Wielka szkoda, ale trzeba zawsze zauważać dobre strony. Szczęście, że paszportu, telefonu czy netbooka tam nie zostawiłam, bo pewnie też śladu by po nich nie było. 10 godzin i 10 minut tyle ma trwać lot z Frankfurtu do Miami. Najpierw oczywiście drzemka, jedzenie, posegregowałam trochę zdjęcia w komputerze, nadrobiłam zaległości w relacji z Ameryki Południowej (kilka ciekawostek o Argentynie, zapraszam do lektury!) i ta druga połowa podróży coś się dluży... Obok mnie siedzą 2 starsze panie Niemki chyba matka z córką. Jedna wygląda na 60 lat, więc jej mama na pewno ma ponad 80. To się dopiero na wycieczkę wybierają. Podziwiam, że w tym wieku jeszcze ma siły! Ja po tych wszystkich wyprawach to będę chyba już tylko w bujanym fotelu siedzieć na starość, o ile dożyje...
Jestem w hotelu w
Miami. Tutaj ciepło jakieś 24 stopnie jak wyszłam z lotniska. Teraz prawie 19,
w Europie 1 w nocy więc na sen mi się zbiera, choć lepiej było by
przeczekać iśc spać później, co by się
nad ranem nie budzić... Zobaczymy może jeszcze trochę pociągnę....:)
W międzyczasie
wrzuciłam kilka zdjęć, które odnalazłam w komputerze z różnorakich wojaży!
Pozdrawiam i do
usłyszena już z pokładu!
0 komentarze: