No to
rozpoczynamy relację z Tajwanu. Właśnie kolejny dzień wyprawy, wstaliśmy, śniadanie,
kawa i wyruszamy z miejscowości Dulan w południowo-wschodniej części wyspy i
udajemy się w kierunku północnym do Parku Narodowego Taroko. Po prawej stronie
widać ocean, po lewej góry , jakieś pojedyńcze domki, troszkę obeschłe palmy i
pięknie rozkwitające kwiaty w soczystych kolorach czerwieni, filoletu, różu,
które bardzo rozświetlają caly krajobraz. Ale zaczynając od początku....
W czwartek pod
wieczór dolecieliśmy na międzynarodowego lotnisko w Taipei (nie to, z którego
wystartował dwa dni wcześniej nieszczęsny samolot, który rozbił się w rzece).
Wzieliśmy taksówkę, aby dojechać do mieszkania Grześka. Na początku jak
wyszliśmy z lotniska wydawało się, że jest znacznie cieplej.Jak się później
okazało, wcale tak ciepło nie było. Jak marzliśmy w Pekinie, brat mi pisal, że
temperatura w dzień dochodzi do 25 stopni, a w nocy 17, więc miałam nadzieję
zrzucić w końcu kurtkę narciarską, czapkę i rękawiczki. Jak się obudziliśmy w
piątek rano i wyjrzałam za okno, wiedziałam już, że tak nie będzie. Niebo
zachmurzone, jakoś szaro i jeszcze deszcz padał. No ale nic to, trzeba
zwiedzać! Ja z Dorotą nocowałyśmy w hostelu w Taipei, a reszta w mieszkaniu u
Grześka. A więc umówiliśmy się pod wieża Taipei 101, aby zacząć ziwedzanie
stolicy Tajwanu od tego miejsca. Wieża Taipei 101 jest jedną z najwyższych na
świecie. Są różne sttaystyki uzwględniające ilość pięter, i wysokość nad
poziomem morza, ale niewątpliwie ta należy do czołówki najwyższych wież na
świecie. W kilkadziesiąt sekund dojechaliśmy na 89 pietro, gdyż dwa najwyższe
były zamknięte ze względu na złą pogodę. Widoczność tego dnia była bardzo
ograniczona, ze względu na mgłę i znacznie zachmurzone niebo. Z góry można było
podziwiać całą panoramę Taipei. W środku można też było pooglądać bądź zakupić
biżuterię zrobioną z koralowców, które są wydobywane w okolicach Tajwanu.
Później zobaczyliśmy mauzoleum słynnego pana, którego imienia nie pamiętam,
który jest bardzo zasłuzonym obywatelem Tajwanu, gdyż zrobił wiele dla historii
Tajwanu i zapoczątkował demokrację.. Pośrodku pomieszczenia jest jego olbrzymi
posąg, którego dumnie strzegą strażnicy, którzy akurat zmieniali wartę kiedy
przyszliśmy. Pózniej podjechaliśmy metrem na jedno z wzgórz, na które
wjechaliśmy kolejką gondolową i także z góry mozna było podziwiać widok na całe
miasto. Ze względu na warunki pogodowe, widok nie zapierał tchu w piersiach.
Ogólnie cały dzień jeżdziliśmy po mieście metrem, przemierzając znaczne
odległości. Temperatura na telebimach w mieście zamiast obiecanych 25 stopni,
wyświetlała tylko 12 stopni, a więc dodatkowo nas to zmęczyło. Ogólnie każdy
pod wieczór był juz wyrażnie zmęczony , więc tylko jak dotarliśmy do hostelu to
poszliśmy spać. Grzesiek powiedział, że ten dzień był pierwszym tak zimnym i
pochmurnym dnie na Tajwanie od kiedy przyjechał, czyli od końca września. Myślałam,
że to jakaś „ściema” , co by poprawić nam humory, szczególnie mi, która była
psychicznie pzygotowana tylko na 3 dni zimna w Pekinie, a tu ciąg dalszy
nastąpił. Kolejnego dnia obudziło nas już słońce i zadziwiająco wysoka
temperatura ponad 20 stopni, gdzie prawie cały dzień zwiedzaliśmy juz z
uśmiechamu na twarzy i w krótkich rękawkach. Ten dzień nie był już taki
szalony. „Wyrzuciliśmy” z programu wycieczki 2 światynie, gdyż Grzesiek bardzo przejął
się rolą przewodnika i dość intensywnie zorganizował nam czas. Pojechaliśmy zobaczyć jedną z najwiekszych
światyń w Taipei – Longshan Temple. Swiątynia jest jedną z najładniejszych,
które widziałam do tej pory w Azji. Przeważające kolory to czerwień i złoto,
pośrodku ołtarza olbrzymi posąg Buddy, przed nim złożone dary w postaci owoców,
cukierków. Dookoła unosiły sie zapachy kadzidełek i można było zobaczyć tłumy
ludzi składających ręce z kadzidełkiem i oddających hołd Buddzie. Dookoła całe
mnóstwo kolorowych kwiatów, w przeważającej mierze białe, fioletowe,różowe i
żółte storczyki. Dorota uwielbia robić zdjęcia, więc z tamtego miejsca mamy
sporą ilość fantastycznych zdjęć, które wkrótce wrzucę. Pod świątynią zagadał
nas też jeden ze staszych panów, który przedstawil sie jako Wiktor (większość
Chińczyków oprócz swoich chińskich imion nadają sobie angielskie imiona, które
ułatwią im kontakt z obcokrajowcami). Zapytał skąd jesteśmy i tu ponownie
płynnym angielskiem zabłysnęla moja mama – I am from Poland. Starszy pan
podekscytowany zaczął opowiadać, że Lech Wałęsa zdobyl Pokojową Nagrodę Nobla i
w 1999 roku przybył na Tajwan na spotkanie z prezydentem tego kraju. Zrobił
sobie z nami pamiątkowe zdjęcie, życzył nam wszystkiego dobrego i zapomniałam
wspomnieć, że zachwalał naszą słowianską urodę. Następnie zwiedzanie kolejnego
zespołu świątyń i juz potem udaliśmy się do Szabu-Szabu. Jest to sieć
restauracji, gdzie dostajemy surowe mięso, owoce morza, warzywa i sami je sobie
gotujemy. Pośrodku stołu są palniki, na których ustawiliśmy naczynie, w której
gotowalismy zupę, a na dwóch pozostałych mięso i owoce morza. Placi się tam
ustalona z góry cenę i je się do woli Dodatkowo są napoje, owoce, desery. Tutaj
muszę wspomnieć, że jedzenie pałeczkami zostało w pełni opanowane przez rodziców, nie wspomnę
już o Grześku i Dorocie. Dla mnie nie był to pierwszy raz kiedy próbowałam
swoich sił z pałeczkami, niestety do tej pory nie udało mi się tak zwinnie nimi
posługiwać jak cała reszta. Niby trzymam je prawidłowo i wiem jak poruszać
palcami, jednakże jakoś mi to nie idzie... Po obiadokolacji udaliśmy się na
relaks w postaci masażu stóp. Tajwan slynie z bardzo dobrych masazy stóp, tak
więc chcieliśmy sie o tym przekonać. I tak też się okazało. Wybraliśmy opcję
40-minutowego masażu stóp. Dostaliśmy do przebrania zielonkawe krótkie spodenki,
koszyczek na rzeczy i zaczęliśmy od mycia stóp. Podczas gdy nasze stopy moczyły
się w gorącej wodzie, masażyści zrobili nam krótki masaż szyi i karku, podali
herbatki a następnie zaprosili na fotele w kolejnej sali. Tam już rozpoczął się
masaż najpierw prawej stopy i łydki, następnie lewej. Poczułam jak masowane były wszystkie części dolnych partii
nóg.... Niesamowita ulga dla moich obolałych nóg.
bardzo ciekawie piszesz, ciekawy kraj
OdpowiedzUsuń