A więc pierwszy
rejs powoli dobiega końca. Dziś jest drugi dzień na morzu, jutro trzeci ostatni
i znowu jesteśmy w Bostonie. Pogoda dzisiaj jest wyjątkowo nieciekawa – morze
bardzo wzburzone, dodatkowo deszcz, będac na recepcji Kids Clubu kilkakrotnie musieliśmy
dzwonić po rodziców, gdyż dzieciaki albo źle się czuły albo wymiotowały.
Niektórych z nich cięzko było odnaleźć, dlatego też musiałam iść ich poszukać.
Dzisiaj akurat okazało się to nieskuteczne, gdyż nie byli oni w miejscu, które
podali kiedy przyprowadzil pociechy do centrum. W takich sytuacjach dzwonimy na
recepcję, aby zapytać gdzie używali po raz ostatni swojej karty, aby zapłacić.
I w ten sposób często możemy ich zlokalizować, kiedy np. kupowali kawę w Java
Cafe albo robili zakupy w sklepie z pamiątkami czy foto studio.
Jestem tutaj
zaledwie kilka dni, a czuję się jakbym była od dawien dawna. Zespół jest
naprawdę sympatyczny i wszyscy przyjęli nas bardzo miło. To bardzo dużo daje,
gdyż od początku czujemy się swobodnie, co znacznie ułatwia współpracę.
Zapomniałam
napisać, że już pierwszego dnia mieliśmy nagły wypadek na statku. Pamiętam jak
będąc na recepcji, jedno z rodziców zapytało się mnie czy dzieci będą słyszeć helikopter kiedy
przyleci. Myślałam na początku, że źle coś zrozumiałam, ale po chwili się
dowiedziałam, że rzeczywiście ogłoszono kod ALPHA, czyli medyczny, a więc coś
na pewno się stało. Ogólnie na pokładzie w razie nagłego wypadku nie mówi się dosłownie pasażerom co się
stało, co jest przyczyną wypadku, tylko ogłasza się kody. Tak więc jeśli
usłyszymy CODE ALPHA czy kod alpha to oznacza problem medyczny, CODE BRAVO,
czyli kod bravo oznacza ogień,pożar, CODE DELTA, czyli kod delta to jakieś
usterki techniczne, CODE OSCAR, czyi kod oskar to człowiek za burtą. Tak więc
jeśli coś jest nie tak to jest ogłaszany odpowiedni kod i każdy z załogi wie
mniej więcej co się dzieje, a pasażerowie nie mają pojęcia i w ten sposób nie
ma paniki. Tego dnia okazało się, że jedna z pasażerek miała atak woreczka
żółciowego. Najpierw był plan, że zawrócimy wszyscy do Bostonu, bo nie
odpłynęliśmy jeszcze daleko od portu. Jednakże atak był ostry, a więc wysłano
helikopter, który przyleciał, i wsadzono młodą kobietę do koszyka i wciągnięto
na pokład. Kids Club znajduje się na 13 piętrze na tyle statku, dlatego też
przez szyby można było zauwazyć odlatujący helikopter. Oczywiście wszystkie
dzieciaki przykleiły się do szyb, żeby zobaczyć co tam lata nad naszym
statkiem.
Kids Club na tym
statku jest chyba najlepszym jaki widziałam. Ma zupelnie inny układ niż centra
które wiziałam na innych statkach. To co najbardziej mnie cieszy, to fakt, że w
sali dla 3-5latków są duże okna, przez co w pokoju jest bardzo jasno. Przez to
człowiek nie jest senny, ani ciągle spiący, co zawsze zdarzało mi się na innych
statkach. Mmy osobno wydzielone sale dla wszystkich trzech grup, a więc
porządek jest zachowany.
Poniżej zdjęcia, które wiszą nad moim łózkiem oraz plan rejsów statku do 20 grudnia br kiedy to kończe kontrakt.
0 komentarze: