A więc jestem już na północy Kolumbii! Gorąc nie z tej ziemi, ale przecież to już wybrzeże karaibskie. Dziś jak o 9 rano jak wysiadłam z samolotu to buchnęło gorącym powietrzem niczym jak w Walencji, kiedy przybyło gorące powietrze znad Afryki albo właśnie kiedy schodziłam ze statku na Karaibach. Gorąc i dodatkowo wysoka wilgotnośĆ powietrza. Jak zwykle miałam plan napisać trochę zaległości na temat Bogoty ale lot trwal tylko godzinę i tak jak przypuszczałam przysnęłam gdyż lot był o 7.40 a więc nadrobię to w najbliżsyzm wolnym czasie.
Dziś jak wyszłam z lotniska to za poradą Sandry, która była w Cartagenie kilka tygodni temu, żeby zobaczyć się ze znajomym ze statky Jewel, który akurat przypłynął do Kartageny, gdyż zmieniali trasę z Karaibów na Alaskę i zawsze przepływają przez to piękne kolumbijskie miasto na wybrzeżu. A więc Sandra poradziła mi nie brać taksówki, która "kasuje " 20 000 pesos, czyli około 35-40zł tylko zapytać się czy jeżdzą jako "collectivos" czyli zabieraja kilku pasażerów i kasują każdego za 1 800 pesos czyli 10 razy mniej. Tak więc zrobiłam, ale pan jakoś dziwnie popatrzył na mnie i powiedział, że "collectivos" czyli busy jeżdżą przy głównej ulicy. A więc poszłam. Już po minucie lało się ze mnie niesamowicie, pomimo tego, że juz na lotnisku przebrałam się w krótkie spodenki i koszulkę. Zaraz jak podeszłam akurat nadjechał bus, na którym pisało centrum, a więc szybko wskoczyłam zadowolona. Tam już grała wspaniała muzyką połączenie regetonu z rytmami karaibskimi. W ukryciu nagrałam filmik, udając, że czytam gazetę, abyście mogli poczuć się jak w kartageńskim busie. Poniżej link:
I tak jechałam tym busem , minęłam cos co wyglądało na centrum, ale jakoś za szybko po 10 minutach od lotniska, więc pomyślałam, że to za wcześnie i pojechałam dalej. W busie gorąc, ale chociaż muzyka przyjemnie grała, więc czas jakoś płynął, a my wjeżdżaliśmy jakby w strefę pozamiejską. A więc po prawie 45 minutach zdecydowałam się zapytać chłopaka siedzącego koło mnie czy daleko jeszcze do centrum i zrobił wielkie oczy i powiedział, że ten bus już minął centrum i teraz jedzie na terminal autobusowy. Poradził, żebym wysiadła i wzięłam ten sam bus spowrotem. Ale po chwili powiedział, że trochę dalej, bo gdzie obecnie przejeżdzaliśmy dzielnica jest nieciekawa. Później chwilę pogadaliśmy i powiedział, że wysiądziemy razem, żeby było bezpieczniej i poczeka ze mną i pokaże, w który bus wsiąść i aby przekazać panu, który pobiera opłaty, gdzie chce wysiąść. Znów pomyślała, ale mam szczęście do ludzi. I tak też zrobiliśmy, podziękowałam Luisowi Miguelowi i ruszyłam w drogę powrotną do centrum i wypatrywałam pomnika Santa Cataliny. Myślałam, że busy w Bogocie jeżdzą jak szalone, ale te tutaj to jeszcze inna historia... Pędzą pomiędzy autami, taksówkami, motorami, innymi busami i trąbią, aby "zgarnąć " więcej ludzi. Ludzie wskakują i wyskakują, czasami bus tylko zwalnia i nawet się nie zatrzymuje. Uśmiałam się trochę, jak były dwie kobiety z małym chłopcem, które chciały wsiąść. Pan tylko pociągnął chłopczyka i ten juz był w środku busa, zaraz panie wsiadły, lekko je popchnął, co by szybciej wsiadły i aby nie tracić czasu.
Później już posżło z górki, znalazłam zaraz hostel, świetnie usytuowany w centrum, przyjemna atmosfera, ludzie bardzo mili... Zaraz zadzwoniłam do Marty, do której miałam kontakt , która tez akurat podróżuje po Kolumbii i umówiłyśmy się , bo meszka w hostelu tuż obok. Tak pospacerowałysmy, zjadłyśmy razem obiad, wypiłyśmy razem kawę, obeszłyśmy prawie całe centrum, podzieliłyśmy się wrażeniami i doświadczeniami i tak szybko i przyjemnie upłynął czas. Po drodze tak się zagadałyśmy, że nie zauważyłam jakiegoś małego gwoździa wystającego z ziemi i zahaczytałam się w stopę. Wyglądało to trochę groźnie, bo trochę krwi się polało. Ale zaraz znalazłam łazienkę, aptekę i "ogarnęłam" sprawę. Na początku chodziłam trochę na palcach jednej stopy, ale pod koniec dnia juz było o wiele lepiej. Zdjęcia cudownej architektury kolonialnej z Kartageny wrzucę jutro, bo teraz zjadłam juz pyszny chleb ze świeżym awokado i umówiłam się za 30 minut ze znajomym mojej koleżanki, żeby dał mi jakieś wskazówki, porady na mój pobyt tutaj, bo jest kartageńczykiem. A więc ciąg dalszy nastąpi wkrótce....
Dziś jak wyszłam z lotniska to za poradą Sandry, która była w Cartagenie kilka tygodni temu, żeby zobaczyć się ze znajomym ze statky Jewel, który akurat przypłynął do Kartageny, gdyż zmieniali trasę z Karaibów na Alaskę i zawsze przepływają przez to piękne kolumbijskie miasto na wybrzeżu. A więc Sandra poradziła mi nie brać taksówki, która "kasuje " 20 000 pesos, czyli około 35-40zł tylko zapytać się czy jeżdzą jako "collectivos" czyli zabieraja kilku pasażerów i kasują każdego za 1 800 pesos czyli 10 razy mniej. Tak więc zrobiłam, ale pan jakoś dziwnie popatrzył na mnie i powiedział, że "collectivos" czyli busy jeżdżą przy głównej ulicy. A więc poszłam. Już po minucie lało się ze mnie niesamowicie, pomimo tego, że juz na lotnisku przebrałam się w krótkie spodenki i koszulkę. Zaraz jak podeszłam akurat nadjechał bus, na którym pisało centrum, a więc szybko wskoczyłam zadowolona. Tam już grała wspaniała muzyką połączenie regetonu z rytmami karaibskimi. W ukryciu nagrałam filmik, udając, że czytam gazetę, abyście mogli poczuć się jak w kartageńskim busie. Poniżej link:
I tak jechałam tym busem , minęłam cos co wyglądało na centrum, ale jakoś za szybko po 10 minutach od lotniska, więc pomyślałam, że to za wcześnie i pojechałam dalej. W busie gorąc, ale chociaż muzyka przyjemnie grała, więc czas jakoś płynął, a my wjeżdżaliśmy jakby w strefę pozamiejską. A więc po prawie 45 minutach zdecydowałam się zapytać chłopaka siedzącego koło mnie czy daleko jeszcze do centrum i zrobił wielkie oczy i powiedział, że ten bus już minął centrum i teraz jedzie na terminal autobusowy. Poradził, żebym wysiadła i wzięłam ten sam bus spowrotem. Ale po chwili powiedział, że trochę dalej, bo gdzie obecnie przejeżdzaliśmy dzielnica jest nieciekawa. Później chwilę pogadaliśmy i powiedział, że wysiądziemy razem, żeby było bezpieczniej i poczeka ze mną i pokaże, w który bus wsiąść i aby przekazać panu, który pobiera opłaty, gdzie chce wysiąść. Znów pomyślała, ale mam szczęście do ludzi. I tak też zrobiliśmy, podziękowałam Luisowi Miguelowi i ruszyłam w drogę powrotną do centrum i wypatrywałam pomnika Santa Cataliny. Myślałam, że busy w Bogocie jeżdzą jak szalone, ale te tutaj to jeszcze inna historia... Pędzą pomiędzy autami, taksówkami, motorami, innymi busami i trąbią, aby "zgarnąć " więcej ludzi. Ludzie wskakują i wyskakują, czasami bus tylko zwalnia i nawet się nie zatrzymuje. Uśmiałam się trochę, jak były dwie kobiety z małym chłopcem, które chciały wsiąść. Pan tylko pociągnął chłopczyka i ten juz był w środku busa, zaraz panie wsiadły, lekko je popchnął, co by szybciej wsiadły i aby nie tracić czasu.
Później już posżło z górki, znalazłam zaraz hostel, świetnie usytuowany w centrum, przyjemna atmosfera, ludzie bardzo mili... Zaraz zadzwoniłam do Marty, do której miałam kontakt , która tez akurat podróżuje po Kolumbii i umówiłyśmy się , bo meszka w hostelu tuż obok. Tak pospacerowałysmy, zjadłyśmy razem obiad, wypiłyśmy razem kawę, obeszłyśmy prawie całe centrum, podzieliłyśmy się wrażeniami i doświadczeniami i tak szybko i przyjemnie upłynął czas. Po drodze tak się zagadałyśmy, że nie zauważyłam jakiegoś małego gwoździa wystającego z ziemi i zahaczytałam się w stopę. Wyglądało to trochę groźnie, bo trochę krwi się polało. Ale zaraz znalazłam łazienkę, aptekę i "ogarnęłam" sprawę. Na początku chodziłam trochę na palcach jednej stopy, ale pod koniec dnia juz było o wiele lepiej. Zdjęcia cudownej architektury kolonialnej z Kartageny wrzucę jutro, bo teraz zjadłam juz pyszny chleb ze świeżym awokado i umówiłam się za 30 minut ze znajomym mojej koleżanki, żeby dał mi jakieś wskazówki, porady na mój pobyt tutaj, bo jest kartageńczykiem. A więc ciąg dalszy nastąpi wkrótce....
0 komentarze: