A więc tak jak pisałam nasz sobotnie plany nie wypaliły, więc spontanicznie postanowiłyśmy pojechać do Zipaquiry. Jest to miejscowość oddalona o jakieś 50km od Bogoty i normalnie podróż nie powinna zająć więcej niz 1,5godziny biorąc pod uwagę spore natężenie ruchu. Aczkolwiek mieliśmy pecha i ugrzężliśmy w olbrzymim korku, dlatego też nasza podróż przeciągneła się do 3 godzin.Ale za trochę pospałam, podziwiałam widoki dookoła, mnóstwo zieleni i pól, widok trochę przypominający polskie tereny wiejskie. Ale w końcu doarliśmy, spytaliśmy o drogę do słynnej kopalni soli i ruszyliśmy. Zipaquira jest bardzo ładnym miasteczkiem, centrum to tradycyjnie wielki plac z kościołem oraz budynki kolonialne.
Kopalnia soli w Zipaquira jest nazywana "Polską Wieliczką". Katedra soli to podziemny rzymskokatolicki kościół zbudowany w tunelach podziemnej kopalni oli ponad 200 metrów poniżej ziemi. Świątynia składa się z 3 części reprezentujących narodziny, życie i śmierć Jezusa. Znajdują się tam stacje drogi krzyżowej, które prowadzą do głównego ołtarza z olbrzymim krzyżem.
Wróciłyśmy bardzo późno wieczorem i kolejnego dnia w niedziele miałyśmy plan wybrać się na Montserrate - wzgórze rozciągające się nad Bogotą. Wstałyśmy o 5.40, zebrałyśmy się i po 6 już byłyśmy w busie, który zawiózł pod szczyt gdzie rozpoczyna się wejścia. Tam od rana już tłumy mieszkanców Bogoty, kilkoro turystów, pielgrzymów, gdyż jest to znane miejsce w całej Bogocie. Wszyscy tutaj mówią, że jak się byłeś na Monserracie to tak jakbys nigdy nie był w stolicy Kolumbii. Po 7 jak rozpoczełyśmy wejście, mogłyśmy już spotkac zapalonych sportowców schodzących o tej porze już z góry, było wiele rodzin, gdyż druga niedziela maja to Dzień Matki w całej Ameryce Południowej. Widziałam kilka osób wchodzących na szczyt na boso, a więc modląc się o zdrowie zy wyjście z choroby kogoś z grona rodziny czy przyjaciół. Nie ukrywam, że przy pierwszym stromym wejściu zaczęłam czuć zmęczenie i znaczną różnice wysokości. Sandra kupiła cukierki miętowe, które kazała mi ssać podczas całej trasy. Szczerze powiedziawszy jak przyleciałam do Bogoty nie czułam żadnej różnicy wysokości, pomimo tego że miasto jest położone na wysokości ponad 2000 m.n.p.m. Szczyt Monserrate znajduje się na wysokości 3150 m.n.p.m. a więc jest to wysokość przekraczająca najwyższy szczyt Polski czyli Rysy. Dzięki Sandrze, która mnie dopingowała, jakoś wspięłam się na sam szczyt, gdzie podziwiałyśmy panoramę olbrzymiej niekończącej się Bogoty, odwiedziłyśmy sanktuarium i "załapałyśmy się" na kawałek mszy a poźniej poszłyśmy na tradycyjny kolumbijski niedzielny posiłek czyli tamal. Jest to danie, które serwują w ogromnym liściu, w środku jest swojeg rodzaju masa, w smaku przypominająca jakby rozgotowany ryż , dodatkowo jest jajko sadzone, mięso, fasola... Bardzo smaczne. Tamal zawsze serwuje się z czekoladą.
Jak wróciłyśmy około połudna to padłyśmy jak kawki. Później Sandra zaznajomiła mnie trochę z historią i kulturą Kolumbii puszczając kilka odcinków znanych seriali o historii Kolumbii, salsie i jeszcze jedną z humorem kolumbijskim. Wieczorem na kolację wspólnie zrobiliśmy placki ziemniaczane, które mama Sandry nazwała polskimi arepas. Arepas to znane w kolumbii placki z masy kukurydzianej, które moga być albo na słono albo nadziewane czymś słodkim. I tak trochę aktywnie trochę leniwie przebiegła niedziela.
Kopalnia soli w Zipaquira jest nazywana "Polską Wieliczką". Katedra soli to podziemny rzymskokatolicki kościół zbudowany w tunelach podziemnej kopalni oli ponad 200 metrów poniżej ziemi. Świątynia składa się z 3 części reprezentujących narodziny, życie i śmierć Jezusa. Znajdują się tam stacje drogi krzyżowej, które prowadzą do głównego ołtarza z olbrzymim krzyżem.
Wróciłyśmy bardzo późno wieczorem i kolejnego dnia w niedziele miałyśmy plan wybrać się na Montserrate - wzgórze rozciągające się nad Bogotą. Wstałyśmy o 5.40, zebrałyśmy się i po 6 już byłyśmy w busie, który zawiózł pod szczyt gdzie rozpoczyna się wejścia. Tam od rana już tłumy mieszkanców Bogoty, kilkoro turystów, pielgrzymów, gdyż jest to znane miejsce w całej Bogocie. Wszyscy tutaj mówią, że jak się byłeś na Monserracie to tak jakbys nigdy nie był w stolicy Kolumbii. Po 7 jak rozpoczełyśmy wejście, mogłyśmy już spotkac zapalonych sportowców schodzących o tej porze już z góry, było wiele rodzin, gdyż druga niedziela maja to Dzień Matki w całej Ameryce Południowej. Widziałam kilka osób wchodzących na szczyt na boso, a więc modląc się o zdrowie zy wyjście z choroby kogoś z grona rodziny czy przyjaciół. Nie ukrywam, że przy pierwszym stromym wejściu zaczęłam czuć zmęczenie i znaczną różnice wysokości. Sandra kupiła cukierki miętowe, które kazała mi ssać podczas całej trasy. Szczerze powiedziawszy jak przyleciałam do Bogoty nie czułam żadnej różnicy wysokości, pomimo tego że miasto jest położone na wysokości ponad 2000 m.n.p.m. Szczyt Monserrate znajduje się na wysokości 3150 m.n.p.m. a więc jest to wysokość przekraczająca najwyższy szczyt Polski czyli Rysy. Dzięki Sandrze, która mnie dopingowała, jakoś wspięłam się na sam szczyt, gdzie podziwiałyśmy panoramę olbrzymiej niekończącej się Bogoty, odwiedziłyśmy sanktuarium i "załapałyśmy się" na kawałek mszy a poźniej poszłyśmy na tradycyjny kolumbijski niedzielny posiłek czyli tamal. Jest to danie, które serwują w ogromnym liściu, w środku jest swojeg rodzaju masa, w smaku przypominająca jakby rozgotowany ryż , dodatkowo jest jajko sadzone, mięso, fasola... Bardzo smaczne. Tamal zawsze serwuje się z czekoladą.
0 komentarze: